Nie ma żadnych dowodów naukowych, że to Słońce

Naukowcy mówią wprost, że to nie jest żadne Słońce. Zresztą jak negacjoniści wytłumaczą emisje i stężenia gazów cieplarnianych? Przecież one istnieją. I wokół nich zachodzą jakieś reakcje fizyczne i chemiczne. Sama nazwa mówi, że są to gazy cieplarniane, które oczywiście istnieją naturalnie w atmosferze, biorąc udział w tak zwanym efekcie cieplarnianym. Udowodnionym już w latach 1824 i 1827 przez francuskiego fizyka Josepha Fouriera. Tak.
Naukowcy sprzed lat już udowodnili, że są to gazy cieplarniane
Prawa fizyki mówią wyraźnie, że dwutlenek węgla czy metan czy podtlenek azotu, gdy są podgrzewane, to w pobliżu nich rośnie temperatura.
Amerykańska naukowczyni Eunice Foote właśnie przeprowadziła taki eksperyment w 1856 r. Jej wyniki pracy na zebraniu American Association for the Advancement of Science przedstawił John Henry. I niestety nie zostały przyjęte z entuzjazmem. Wielka szkoda.
Kilka lat później w Irlandii John Tyndall “przebił się” swoimi podobnymi eksperymentami do środowiska naukowego w Instytucie Królewskim w Londynie. Udowodnił związek między koncentracją CO2 a efektem cieplarnianym.
W 1896 r. szwedzki Chemik Svante Arrhenius po raz pierwszy obliczył czułość klimatu. Między innymi, o ile podniesie się temperatura po podwojeniu stężenia CO2 w atmosferze. A w 1900 r. już ono wynosiło 300 ppm. Czułość klimatu u Arrheniusa wyniosła aż 5 stopnie Celsjusza. A w 1938 r. po raz pierwszy w historii angielski uczony Guy Callendar powiązał rosnące stężenie dwutlenku węgla w atmosferze z globalną temperaturą. W czasie swojej kariery zebrał z prawie 150 stacji meteo na całym świecie dane temperaturowe i je uśrednił. Tak samo zebrał wszystkie dawne dane stężenia CO2 i porównał je w swoich czasach. W ten sposób wydedukował, że rosnące stężenie tego gazu podnosi globalnie temperaturę. U niego czułość klimatu po podwojeniu CO2 wyniosła 2 stopnie Celsjusza.
Coś tu jest nie tak z tym Słońcem – mówi nauka
Gdyby naprawdę Słońce odpowiadało za obecne globalne ocieplenie, to nie tylko od niego nagrzewałyby się wszystkie warstwy atmosfery: egzosfera (2000-800 km), termosfera (800-85 km), mezosfera (85-50 km), stratosfera (50-12 km) i troposfera (12-0 km) [wartości średnie wysokości], ale też nasza Ziemia wypromieniowywałaby do tych warstw atmosfery i dalej w kosmos znacznie więcej promieniowania podczerwonego. Tak jednak się nie dzieje.
Mało tego. Satelity mierzą od kilku dekad całą atmosferę. W szczególności zwracają uwagę na górną troposferę, tropopauzę i dolną stratosferę.
Co naukowcy widzą? Energia cieplna w całej troposferze wzrasta, a w stratosferze spada. Czyli pierwsza się ogrzewa, a druga wychładza. Dlaczego? Bo blokuje wszystko rosnąca koncentracja, czyli stężenie, gazów cieplarnianych. Następuje po tym znaczny “spływ” promieniowania podczerwonego ku powierzchni planety, jeszcze silniej ją nagrzewając. To też mierzą satelity i urządzenia naziemne.
John Harries z Zespołu Fizyki Kosmicznej i Atmosferycznej, w Laboratorium Blackett w Królewskiej Uczelni w Londynie, wraz z Jennifer Griggs z Bristolskiego Centrum Glacjologii na Uniwersytecie w Bristolu, porównali widmo promieniowania podczerwonego zmierzone w 1971 roku przez amerykańskiego satelitę Nimbus-1 z widmem radiacyjnym w zakresie fal w podczerwieni zmierzonego w 1996 roku przez japońskiego satelitę ADEOS. I co się okazało. Dowód eksperymentalny za pomocą satelitów na przestrzeni czasu wskazał, że troposfera się nagrzewa, a stratosfera ochładza.
Aktywność słoneczna a emisje gazów cieplarnianych w XX wieku
A co się dzieje z dwutlenkiem węgla emitowanym przez naszą cywilizację? Otóż rośnie jego stężenie w atmosferze. 170 lat temu było to 280 ppm. I wtedy więcej ciepła podczerwonego uchodziło do warstw atmosfery powyżej troposfery i dalej w kosmos. Tyle, że Słońce nie przygrzewało wtedy. Zaczęło dopiero przygrzewać od około 1910 roku aż do około 1945 roku, ale koncentracja dwutlenku węgla, a także metanu, podtlenku azotu, a od lat 30-tych nawet freonów, rosła. A jak rosła koncentracja, czyli stężenie, tych gazów, to mniej energii cieplnej w podczerwieni uchodziło do wyższych warstw atmosfery.
Fakt. W pierwszej połowie XX wieku w zaskakujący sposób aktywność słoneczna przyczyniła się do większego ocieplenia planety niż nasza cywilizacja. Jednak w drugiej połowie tego wieku wszystko się zmieniło. Masowe spalanie paliw kopalnych już nawet przewyższyło wyręby lasów. Choć te i tak zwiększały swój udział. Ta cała działalność człowieka tylko zwiększyła ilość emisji CO2 i pozostałych gazów cieplarnianych.
Krzywa Keelinga cały czas rośnie
Na początku pierwszej połowy ubiegłego wieku było to 300 ppm. Pod koniec wojny w 1945 r. było to 310 ppm. Ale już kilkanaście lat później w 1958 r. było to 315 ppm po raz pierwszy zmierzone w obserwatorium dwutlenku węgla na Mauna Loa (Hawaje) za pomocą spektroskopii masowej przez twórcę tej nowej metody badawczej Charlesa Davida Keelinga z Instytutu Oceanografii Scrippsa (Scripps Institution of Oceanography) na Uniwersytecie Kalifornijskim w La Jolla. Od tamtej pory na całym świecie w obserwatoriach mierzy się w ten sposób poziom atmosferycznego dwutlenku węgla. Dziś jest to już 424 ppm. A więc jeszcze mniej energii cieplnej w podczerwieni uchodzi w kosmos.
Wkrótce powstał słynny wykres, tak zwana krzywa Keelinga. Poziom CO2 w atmosferze mierzy się systematycznie na obu półkulach Ziemi. Im wyższa koncentracja tego gazu, tym mniej energii cieplnej uchodzi w kosmos. To samo dotyczy metanu, który ma 28 razy większy potencjał cieplarniany od CO2. A podtlenek azotu aż 273 razy. Jednak koncentracja dwutlenku węgla jest wielokrotnie wyższa i to ona jest zasadniczym problemem. Poza tym CO2 to kluczowy gaz w cyklu węglowym.
Sygnatura izotopowa węgla – rzeczowy dowód globalnego ocieplenia
Konkretnym dowodem, że dwutlenek węgla w atmosferze głównie pochodzi ze spalania paliw kopalnych pokazała sygnatura izotopu 12C. W 1957 roku odkrycia tego dokonali amerykański oceanolog Roger Revelle oraz austriacki fizyk jądrowy Hans Suess.
Badacze zaobserwowali, że tak samo rośliny dzisiejsze, jak i kopalne (w postaci węgla, ropy, gazu), mają właśnie ten izotop. A atmosfera naturalnie zawiera izotop 13C i 14C (ten w swoim okresie półtrwania po 5,7 tys. lat rozpada się na izotop azotu 14N). Od początku rewolucji przemysłowej do dziś ilość izotopu 13C, a 12C zwiększa się dzięki naszym emisjom. Spadek nastąpił z 6.5‰ do 8‰. Naturalnie w atmosferze i tak zawsze było więcej 12C niż 13C, ale spalając paliwa kopalne jeszcze bardziej zwiększamy udział tych pierwszych kosztem drugich.
Energia cieplna rośnie na planecie. Jednak to nie przez Słońce
Energia cieplna rośnie w całym systemie klimatycznym planety. Od około 1850 roku w atmosferze. A od około 1975 także w oceanach.
W 2021 r. wspólne badanie naukowców z NASA i NOAA, pod kierownictwem Normana G. Loeba z Centrum badawczego NASA w Langley i Hampton, w Wirginii, wykazało, że nierównowaga energetyczna Ziemi (EEI), której różnica między średnim globalnym pochłoniętym promieniowaniem słonecznym a termicznym promieniowaniem podczerwonym emitowanym w przestrzeń kosmiczną jest stosunkowo niewielka (obecnie ~0,3%), podwoiła się. Większość EEI i tak ogrzewa ocean. Pozostałą część ogrzewa ona lądy. W końcu topi lód i ogrzewa atmosferę.
Od lat 90-tych XX wieku rośnie też EEI na lądolodach Grenlandii i Antarktydy. Tak samo jest obserwowane znaczne topnienie lodu morskiego w Arktyce. A z początkiem XXI wieku także w Antarktyce. Wzrost średniej temperatury powierzchni stymuluje również wzmocnienie ekstremów pogodowych (fal upałów, susz, nawalnych opadów deszczu, powodzi) oraz ekstremalnych zjawisk fizycznych (pożarów, zakwaszenia i odtleniania oceanów, tajania zmarzliny). Ogrzewające się oceany dzięki EEI podnoszą poziom morza. Zarówno dzięki rozszerzalności termicznej jak też ogrzewaniu, topnieniu lodu. Lód też topi na lądolodach nagrzewające się powietrze atmosferyczne. Naukowcy jednak za pomocą swoich urządzeń pomiarowych naziemnych, satelitarnych oraz modeli komputerowych nawet nie dostrzegli tego, by to było Słońce. Nie tylko nasza gwiazda nie wykazuje takiej silnej intensywności słonecznej, ale nawet ją zmniejszyła. Aktywność słoneczna nie rośnie, jak zapewniają heliofizycy.
Źródła:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *