Część 2
Litosfera (termostat – wietrzenie) i hydrosfera (wentylacja)
Dwutlenek węgla wręcz od samego początku bierze udział w procesach naszej planety Ziemi. Są takie przesłanki naukowe, że ten gaz cieplarniany istniał już gdy nasz glob był jeszcze w postaci kuli gazowej, w hadeiku (4,5-4 mld lat temu), gdy pra-atmosfera składała się głównie z wodoru i helu.
Nieznaczną rolę pełnił też istotny dla późniejszego życia gaz – para wodna. Wraz z procesem stygnięcia Ziemi skraplała się ona w pierwotnej atmosferze, po to by opaść lawinowo w postaci pra-deszczów by utworzyć pierwotne formy oceanów. Z biegiem czasu lżejsze gazy: wodór i hel prawie w całości uleciały w kosmos, usunięte przez wiatr słoneczny. Dzięki czemu para wodna, a potem zaraz i dwutlenek węgla oraz w śladowej ilości metan (najprawdopodobniej zawsze z reguły w historii Ziemi) zaczęły być istotnymi składnikami w atmosferze Ziemi. Gdy ukształtowała się pierwotna skorupa Ziemi, pojawiły się po raz pierwszy procesy wulkaniczne. I wtedy odgazowywanie jej powodowało ogromne emisje dwutlenku węgla do atmosfery oraz pary wodnej, śladowych ilości metanu, amoniaku i siarkowodoru.
Dopływ światła słonecznego, a dokładniej ultrafioletowego, powodował rozpad cząsteczki wody (H20) na dwa atomy wodoru H2 (które też się rozdzielały na pierwiastki chemiczne – oddzielne atomy) i atom tlenu O. W ten sposób lżejszy wodór uchodził w przestrzeń kosmiczną, a cięższy tlen pozostawał w atmosferze. Choć i tak były to jeszcze znikome ilości w porównaniu z ilościami dwutlenku węgla.
Ciekawą sprawą jest to, że atmosfera Ziemi w hadeiku (4,5-4 mld lat temu) przypominała tę jaką ma dziś Wenus, od 4 mld lat. W archaiku (4,0-2,5 mld lat temu) nasza planeta była podobna do Wenus (4,5-4,0 mld lat temu), która powstała pierwotnie już z oceanami zasobnymi w dwutlenek węgla, amoniak i siarkowodór oraz kształtującymi się pra-kontynentami, tzw. kratonami. A więc, beztlenowa Wenus na samym początku przypominała bardzo Ziemię w okresie 4,0-2,5 mld lat temu.
Dowody naukowe stwierdzają na pewno, że pierwotna Ziemia, od 4 miliardów ukształtowana już jako wulkaniczna bryła (planeta) z pierwszymi formami litosfery – tzw. kratonami, zawierała ogromne ilości dwutlenku węgla (w tym śladowe ilości tlenu), a więc, tyle co dzisiaj atmosfera Wenus, w której nie ma obecnie ani śladu tlenu.
A więc, konkluzja jest prosta. Warunki prawie beztlenowe atmosferyczne w archaiku (4,0-2,5 mld lat temu) przypominały nieco dzisiejszą Wenus. Taka sama zawartość dwutlenku węgla była w atmosferze w tamtym czasie geologicznym, jaką dziś obserwujemy w atmosferze Wenus. Jednak pod koniec tego eonu coś się zmieniło i nie wiadomo co było przyczyną tych zmian. Przez 1,5 miliarda lat węgiel w postaci olbrzymiej koncentracji dwutlenku węgla dominował w atmosferze Ziemi (ponoć w śladowych ilościach pod koniec archaiku istniał również tlen). Nastąpił jednak krach hegemonii CO2, którego przyczyną było wynalezienie fotosyntezy i respiracji. Ale przede wszystkim nastąpiła potężna ewolucja jednokomórkowych eukariotycznych jądrowych, tlenowych organizmów (fotosyntetyzujących i respirujących). 2,5 mld lat temu nastąpiła na ogromną skalę globalną katastrofa dezoksygenacyjna (tlenowa), z której organizmy (komórki) beztlenowe już nigdy się nie podniosły.
Jak już wspomniano wcześniej, w archaiku, na ostygniętej Ziemi, były już pierwsze oceany (początkowo było to ok. 95% powierzchni Ziemi) i pierwsze tworzyły się lądy (początkowo było to ok. 5% powierzchni całej kuli ziemskiej). A więc, świat wodny dominował 4 mld lat temu. Dwutlenek węgla był rozmieszczony w ogromnej ilości w atmosferze i w wodach oceanu. Zgodnie z danymi naukowymi zachodziły wówczas procesy nie tylko wulkaniczne, ale i również termostat oceaniczny i lądowy (glebowy i skalny), w których, albo sam dwutlenek węgla wędrował prosto w głąb albo w trakcie zachodzenia różnorakich reakcji chemicznych.
Np. Zachodziły i zachodzą do dziś reakcje w trakcie termostatu wietrzenia krzemianów (Thermostat Wuthering Silicas – TWS):
CaSiO3 +CO2 -> CaCO3 + SiO2 ;
(w procesy chemogenezy, w świecie bez tlenu 4,0-2,5 mld la temu)
CaSiO3, (tj. krzemian wapnia), CaCO3, (tj. węglan wapnia), SiO2 (tj. dwutlenek krzemu – potocznie: krzemionka)
Podczas pogrążania się w płaszczu Ziemi, węglan wapnia (np. w postaci czertów), powstały z wytrącenia z roztworu, i krzemionka, będąca stałym składnikiem ziemskim, przyczyniały się do metamorficznego odwęglenia. Pojawiała się powrotna reakcja chemiczna:
CaCO3 + SiO2 -> CaSiO3 + CO2
I w ten sposób w procesach wulkanicznych dwutlenek węgla był (i jest do dziś) odgazowywany prosto do atmosfery, a krzemian wapnia był (i jest do dziś) wbudowywany w skały, dopóki erozja (odsłonięcie ich) i wietrzenie nie nastąpi. Jest to właśnie tzw. termostat wietrzenia krzemianów.
Gdy nie było jeszcze w oceanach organizmów tlenowych, procesy wentylacyjne (cyrkulacyjne) w nich z pewnością nie zachodziły jeszcze w takim tempie jak później, gdy powstały pierwsze eukarotyczne organizmy. Tutaj trzeba zadać sobie pytanie. Jak wyglądały strefy klimatyczne? Czy było już wtedy najchłodniej na biegunach, a najcieplej na równiku? Dwutlenek węgla generalnie był w atmosferze, ponieważ oceany były wielokrotnie cieplejsze aniżeli dziś. Wulkanizm był intensywny. I najprawdopodobniej był on po prostu silniejszy niż system wietrzenia. Choć i tak musiała to być bardzo gorąca Ziemia, na której żaden wielokomórkowy organizm nie przetrwałby.
Ziemia zmieniła radykalnie swoje oblicze dzięki niespodziewanej inwazji organizmów jednokomórkowych, tlenowych, które ze swą fotosyntezą i respiracją (oddychaniem komórkowym) zmieniły w wyraźny sposób oblicze naszej planety. Obecność tlenu w atmosferze świadczy o utlenieniu żelaza w oceanach, dzięki czemu powstały żelaziste formacje wstęgowe (Banded Iron Formations – BIF). To też spowodowało, że nasz glob zdecydowanie ochłodził się. Były na nim też kontynenty podobne do już do naszych współczesnych, ale inaczej ułożone w poszczególnych rejonach geograficznych, niż dziś. Wprawdzie wulkanizm nadal miał miejsce, ale nie był tak intensywny. Silne oddziaływanie miał termostat wietrzenia krzemianów. Na tyle silne, że już 2,45 mld lat temu, zaledwie 50 mln lat po natlenieniu atmosfery Ziemi, nastąpiło po raz pierwszy potężne zlodowacenie hurońskie. Nastąpiło wówczas nie tylko zdarzenie oksydacyjne (natlenieniowe), ale również wietrzenie chemiczne było znacznie silniejsze niż wulkanizm, który prawdopodobnie wręcz zamarł. Również chłodniejsze oceany intensywniej pochłaniały dwutlenek węgla i rozpuszczały go. Ten okres zlodowacenia trwał do 2,20 mld lat temu, a więc przez 250 mln lat.
Następnie znowu musiał obudzić się wulkanizm i temperatura ponownie znacznie podwyższyła się, lecz już nie na tyle mocno, że by powrócił czas prokariontów (organizmów beztlenowych i bezjądrowych). Czas eukariontów, w proterozoiku jednokomórkowców, tlenowych i jądrowych nastąpił już na dobre. A w atmosferze tlenu coraz więcej przybywało. No i być może nieznacznie to wpływało na ubywanie dwutlenku węgla oraz śladowych ilości metanu w niej. Amoniak, siarkowodór przestały w niej istnieć. A para wodna, możliwe, że jak dziś, odgrywała zasadniczą rolę tuż przy powierzchni Ziemi, nad lądami i oceanami. Zarówno lądy, jak i oceany znacznie ochłodziły się w porównaniu z tym jakie były w archaiku.
Kolejne dwa zlodowacenia (udokumentowane) wystąpiły w środkowym okresie neoproterozoiku (720-635 mln lat temu). Były to: Zlodowacenie Sturtian (720-660 mln lat temu), które trwało aż 60 mln lat oraz Zlodowacenie Marinoan (650-635 mln lat temu), które trwało tylko 15 mln lat.
Istnieje tzw. hipoteza śnieżki (Snow Ball), że bardzo silne ochłodzenie, zwłaszcza przy drugim zlodowaceniu wpłynęło na to, że pokrywa lodowa sięgnęła na obu biegunach prawie po równik. Był to też czas ekspansji eukariontów, które przyczyniły się najprawdopodobniej do bardzo silnego przesycenia tlenem atmosfery Ziemi oraz ogromną redukcją gazów cieplarnianych, a zwłaszcza dwutlenku węgla z tejże atmosfery. Musiał na bardzo długi czas ustać wulkanizm i zwiększyć się wietrzenie chemiczne. Ponadto oceany ponownie pochłaniały ogromne ilości dwutlenku węgla i go rozpuszczały w nich.
635 mln lat temu w ediakarze ponownie nastąpił wzrost temperatury globalnej. Znowu uruchomił się wulkanizm, który rozprzestrzenił dwutlenek węgla w atmosferze Ziemi oraz nastąpiło wycofywanie się i z biegiem czasu zanikanie pokryw lodowych. To był okres (635-540 mln lat temu), w którym występowały nieudane plany budowy organizmów wielokomórkowych. Dlatego też tlen w tak znacznym stopniu nie mógł być usunięty z atmosfery, gdyż był mechanizmem napędowym do tworzenia większych form życia niż pojedyncze komórki. Niestety ten proces ewolucji był bardzo nieudany. Rodzaje zwierząt bezszkieletowych takie jak: Arkarua, Charnia, Dickinsonia, Ediacaria, Marywadea, Onega, Pteridinium i Yorgia wkrótce przestały istnieć. Nieznana jest przyczyna wymierania tychże grup zwierząt.
Eksplozja kambryjska, która wybuchła 540 mln lat temu, zapoczątkowała nowy eon – fanerozoik (który trwa do dziś), w którym po raz pierwszy pojawiła się bogata bioróżnorodność prastarego świata organizmów szkieletowych, a dokładniej bezkręgowców. Świat był silnie ogrzany dwutlenkiem węgla. Koncentracja jego dochodziła nawet do 7000 ppm (parts per million). Tlenu było znacznie mniej niż dziś. Około 15-20%.
Rozkład węgla od kambru 540 mln lat temu (czasu trylobitów – bezkręgowców morskich) do środka dewonu ok. 400 mln lat temu (czasu ryb) był taki, że wulkanizm musiał z pewnością dominować wyraźnie nad wietrzeniem chemicznym. Występowała w tym przedziale czasu geologicznego ogromna orogeneza kaledońska, która w jakimś stopniu musiała utrzymywać dużą ilość tlenu w atmosferze, bo z pewnością zachodziły też procesy wietrzenia formowanych gór.
Od 460 do 430 mln lat temu miał miejsce glacjał w ordowiku. Występował on na obu biegunach Ziemi. Możliwe, że miał on duży udział do tego co się stało około 438 mln lat temu. Mianowicie doszło wtedy do pierwszego masowego wymierania w fanerozoiku. Wymarło wtedy około 85% gatunków (ponad 100 rodzin). Największe zmiany objęły ramienionogi, mszywioły, trylobity, a także graptolity i konodonty. Przyczyna ponoć była kosmiczna (wybuch bliski supernowej lub rozbłysk promieni gamma). W trakcie Zlodowacenia Ordowickiego obniżył się wówczas wyraźnie poziom oceanów i trwała oczywiście cały czas orogeneza kaledońska. To musiało uruchomić obniżenie dwutlenku węgla w atmosferze, zwłaszcza na półkuli południowej, oraz podwyższenie stężenia tlenu w atmosferze.
Potem gdy glacjał ustąpił całkowicie, znowu poziom dwutlenku węgla podniósł się do góry, a stężenie tlenu znowu obniżyło się.
Choć zaraz po włączeniu się orogenezy kaledońskiej mieliśmy do czynienia z nową potężną orogenezą hercyńską, trwającą od środkowego syluru (440 mln lat temu) aż do końca permu, czyli końca paleozoiku (251 mln lat temu). A więc, przyrost temperatury i koncentracji dwutlenku węgla musiał być kontrolowany przez ówczesny termostat wietrzenia krzemianów.
374 mln lat temu w dewonie ponownie doszło do wielkiego wymierania. Zniknęło wówczas 40% wszystkich rodzajów organizmów morskich. Przede wszystkim fauna rafowa: koralowce czteropromienne, fauna pelagiczna, konodonty, amonity, tentakulity. Przyczyną tego wymierania mogło być nawet uderzenie wielkiego meteorytu. Dowodem na to jest anomalia irydowa (obecność irydu pochodzenia kosmicznego). Na przełomie karbonu i permu (360-260 mln lat temu) nastąpiło kolejne zlodowacenie. Tym razem objęło tylko Gondwanę na południowej półkuli. A więc, dwutlenek węgla był masowo pochłaniany i rozpuszczany w wodach wokół Gondwany. Również w pewnym stopniu był pochłaniany przez półkulę północną wokół Laurencji. To wpłynęło ogólnie na radykalne obniżenie CO2 w atmosferze. Koncentracja zniżyła się aż do 400 ppm. Natomiast stężenie tlenu bardzo gwałtownie wzrosło powodując anomalny wzrost lądowych bezkręgowców dorównujących rozmiarem pierwszym płazom (pierwszym lądowym kręgowcom). Wpłynęło to jednak także na wielkie wymieranie zwierząt tropikalnych, które ginęły pod wpływem ochłodzenia wód wskutek zlodowacenia Gondwany.
Kolejne wymieranie było największe w historii Ziemi. Miało ono miejsce 250-245 mln lat temu. W ciągu tego czasu geologicznego wymarło blisko 90% gatunków, głównie organizmów morskich (m. in. koralowce czteropromienne oraz trylobity), przeszło 60% rodzin gadów i płazów i 30% rzędów owadów. Wymarły w tym samym czasie także drzewiaste widłaki, skrzypy i paprocie. W wyniku wymierania permskiego pojawiło się wiele nowych linii ewolucyjnych. To wymieranie mogło mieć związek z wielkim załamaniem klimatycznym (efekt cieplarniany wywołany wulkanizmem), rozwój warunków beztlenowych. Stało się ono znaczącym punktem przełomowym między dwiema erami paleozoiczną i mezozoiczną.
Na początku mezozoiku koncentracja dwutlenku węgla w atmosferze znowu wywindowała do góry, a stężenie tlenu zapewne opadło. Oceany ponownie stawały się coraz cieplejsze i pozbywały się CO2. A na lądach wulkanizm zaczął dominować nad wietrzeniem chemicznym.
Następne późnotriasowe, masowe wymieranie około 201 milionów lat temu spowodowało zagładę około 80% gatunków morskich (zwłaszcza mięczaki, ramienionogi, fauna rafowa, amonity-ceratyty, konodonty) oraz wiele gatunków lądowych, m.in. większość gadów przedstawicieli kladu Crurotarsi (aetozaury, fitozaury, rauizuchy).
Wymieranie to mogło mieć podobne przyczyny co permskie. A więc, wywołanie anomalnego efektu cieplarnianego, którego przyczyną mógł być wulkanizm oraz warunki beztlenowe (anoksja).
W triasie 200 mln lat temu mieliśmy też do czynienia z rozpoczęciem gigantycznej orogenezy alpejskiej, która trwała przez cały mezozoik i zakończyła się dopiero w trzeciorzędzie, w paleogenie 23 mln lat temu. A więc, dzięki temu termostat wietrzenia krzemianów buforował wysokie temperatury i przyrost koncentracji dwutlenku węgla w atmosferze.
W jurze i w kredzie, od 201 do 65 mln lat temu na Ziemi było bardzo gorąco. Termostat wietrzenia krzemianów raczej musiał poważnie ustąpić miejsca wulkanizmowi. Koncentracje CO2 dochodziły do 2000 ppm (parts per million), a temperatury były co najmniej o 6-8 stopni Celsjusza wyższe niż dziś. Oceany musiały nie tylko więcej wydzielać dwutlenku węgla niż go absorbować na całej kuli ziemskiej, ale i musiało intensywnie zachodzić parowanie. A poziom wód by wyższy niż dziś przynajmniej o 50-60 metrów, gdy Ziemia była kompletnie pozbawiona lądolodów.
Na przełomie kredy i paleocenu, 65 mln lat temu, doszło do ostatniego jak dotąd masowego wymierania. W tymże czasie geologicznym uległo wymarciu około 3/4 gatunków roślin i zwierząt, które żyły wówczas na Ziemi, w tym dinozaury. Wyznacza ono zarówno koniec okresu kredowego, jak i ery mezozoicznej oraz rozpoczyna nową erę kenozoiczną, która trwa do dziś.
Na przełomie kredy i trzeciorzędu tzw. K/T wyginęła ogromna liczba gatunków. Najbardziej znane z nich są nieptasie dinozaury. Wymarło wówczas wiele innych organizmów lądowych, wśród nich niektóre ssaki, pterozaury, ptaki, jaszczurki, owady i rośliny. W oceanach wymieranie to doprowadziło do zagłady wielkie jaszczury morskie mozazaury, plezjozaury, pewne rzędy ryb, w tym rekiny oraz bezkręgowce takie jak: mięczaki (zwłaszcza amonity), a także wiele różnorodnych gatunków planktonu. Szacuje się, że wyginęło w tamtym czasie 75% lub jeszcze więcej wszystkich żyjących na Ziemi gatunków. Wymarcie wielu grup stworzyło możliwości rozwoju ewolucyjnego dla innych organizmów. Wskutek tego wiele grup przeszło gwałtowną radiację adaptacyjną, nagłe i bardzo obfite różnicowanie się w nowe formy i gatunki, które po zwierzętach mezozoicznych zajęły opuszczone nisze ekologiczne. W szczególny sposób silnie zróżnicowały się w paleogenie – ssaki. Powstały takie nowe rodziny jak: koniowate, walenie, nietoperze czy naczelne. Ptaki, ryby i najprawdopodobniej jaszczurki również przeszły radiację.
Nastał kenozoik, a wraz z nim jeszcze jedno ogromne zdarzenie, które wywołało w historii Ziemi ogromny wzrost temperatury. Było to, na przełomie paleocenu i eocenu, tzw. Paleoceńsko-Eoceńskie Maksimum Termiczne (Paleocene-Eocene Thermal Maximum – PETM), mające miejsce w okresie 58-52 mln lat temu. Spowodowały je gwałtowne emisje metanu do atmosfery. To zjawisko było wcześniej zanotowane tylko w permie i może jeszcze w triasie. Oceany musiały na potęgę parować i emitować dwutlenek węgla do atmosfery, a wulkanizm nie dopuszczać termostatu wietrzenia krzemianów do jakiejkolwiek silniejszej geologicznej interwencji by zbuforować nadmiar gazów cieplarnianych w atmosferze. Jednak istniała jeszcze na wszystkich kontynentach ostatnia potężna orogeneza alpejska, która uformowała góry jakie dzisiaj znamy na Ziemi.
Jak już wiadomo, około 50 mln lat temu nastąpiło też gigantyczne zderzenie płyty indyjskiej z eurazjatycką, które uruchomiło w końcu globalny termostat wietrzenia krzemianów, który pracował (i chyba nadal pracuje) wręcz przez 50 mln lat, aż do XVIII w., do wybuchu rewolucji przemysłowej. Oczywiście jest to największa wyżyna świata – Tybet wraz z formującymi się i rosnącymi górami Himalajami oraz innymi łańcuchami górskimi jak: Tien Szan, Kunlun, Hindukusz, Karakorum, Pamir. Oceany mniej parowały i coraz więcej pochłaniały i rozpuszczały dwutlenku węgla w swoich wodach. Wietrzenie od tej pory zaczęło bardzo wyraźnie dominować nad wulkanizmem. To właśnie potęgowało ochładzanie klimatu do tego stopnia, że 35 mln lat temu pojawiła się pokrywa lodu na Antarktydzie, która utkwiła na biegunie południowym. Odizolowanie wpierw Afryki, a potem Australii i w końcu Ameryki Południowej doprowadziło do tego, że Antarktykę zaczął oblewać zimny prąd. Zaczęło działać odwrotne sprzężenie zwrotne. im więcej zlodowacenia i lodu pływającego wokół tego kontynentu, tym więcej pochłanianego i rozpuszczanego dwutlenku węgla w zimnych wodach. Świat się zmieniał radykalnie. Na początku kenozoiku przeważały tropikalne i wilgotne lasy, a 30 mln lat temu pojawiło się wiele otwartych siedlisk trawiastych i pustynnych, które nie pochłaniały tak intensywnie dwutlenku węgla jak tropikalne lasy. I można powiedzieć, że dwutlenku węgla powinno być więcej w atmosferze. Ale mamy jeszcze oceany. Coraz bardziej ochładzana Ziemia sprzyja większemu absorbowaniu i rozpuszczaniu dwutlenku węgla w oceanach na całej kuli ziemskiej, zwłaszcza na wyższych szerokościach geograficznych.
Spadek koncentracji dwutlenku węgla w atmosferze nadal postępował, a przy tym zmieniał się jak w kalejdoskopie świat flor i faun przystosowujących się do coraz chłodniejszych warunków. Po eocenie nastał oligocen kończący 23 mln lat temu okres paleogenu. Następnie były epoki: miocen oraz pliocen, pod koniec , którego mamy po raz pierwszy z formowaniem się lodu w Arktyce 3 mln lat temu. Wtedy też utworzył się na półkuli północnej lądolód Grenlandii. No i mieliśmy plejstocen (a właściwie może nadal go mamy). Ten okres zlodowaceń najlepiej nam poznany (zaczynający się 2,5 mln lat temu) jest szczególny, gdyż to właśnie w nim mamy do czynienia z dziwnym cyklem glacjalno-interglacjalnym. Obecnie mamy wyższe stężenie tlenu niż w pierwszej połowie kenozoiku, w całym mezozoiku czy w całym paleozoiku. Jednak koncentracja dwutlenku węgla tak niska dochodząca do 400 ppm w fanerozoiku była tylko w pliocenie 3,5 mln lat temu i 300 mln lat temu w karbonie.
Glacjały powodują, że następuje z atmosfery zmasowane pochłanianie i rozpuszczanie dwutlenku węgla w oceanach. Termostat wietrzenia krzemianów również dominuje nad wulkanizmem, choć wcale nie jest powiedziane by ten nie dawał znać o sobie. Przynajmniej w tropikach, gdzie Zlodowacenia Laurentyńskie (w Ameryce Północnej), Skandynawskie (w Europie) i Tajmyrskie (na Syberii w Azji) nie sięgają. W każdym razie temperatura bardzo znacznie obniża się i wyższe szerokości Arktyki, a także od razu Antarktyki pochłania lód i śnieg. Duże znaczenie w tym przypadku ma też nachylanie się ekliptyki względem orbity Ziemi, tak, że coraz mniej światła słonecznego pada na Arktykę i obszary borealne oraz północną część stref klimatu umiarkowanego. A interglacjały, na odwrót. Uruchamiają ciepło, Gdy ekliptyka względem orbity Ziemi ustawia się tak, że więcej światła słonecznego pada na Arktykę i obszary borealne, to lód topnieje, a lądolody: Laurentyński, Skandynawski i Tajmyrski wycofują się. Dwutlenek węgla jest wydzielany z powrotem, z wolnych od lodu oceanów, do atmosfery ogrzewając ją i roznosząc ciepło po wszystkich szerokościach geograficznych.
Teraz właśnie żyjemy w takim interglacjale, który jednak 250 lat temu zakłóciliśmy spalaniem paliw kopalnych, w tym zmasowanymi wylesieniami, zwłaszcza tropikalnych lasów, które słabiej się regenerują.
Czy uświadomimy sobie to, że zaburzamy w ten sposób termostat wietrzenia krzemianów (który wcześniej hamował wulkanizm) oraz wentylację oceanów. W tym drugim przypadku, topniejące lądolody Grenlandii i lodowce Islandii wysładzają Atlantyk północny doprowadzając do spowalniania prądów morskich: Golfsztromu (Zatokowego) i Północnoatlantyckiego, w tym odwróconej atlantyckiej cyrkulacji południkowej AMOC (Atlantic Meridional Overturning Circulation), cyrkulacji termohalinowej CTH (Circulation Thermohaline). A gdy cały ten mechanizm klimatyczny zatrzyma się, co wtedy?
Przez spowodowanie globalnego ocieplenia przyczyniliśmy się do tego, że wody oceaniczne na wszystkich szerokościach geograficznych są coraz cieplejsze, a to nie sprzyja pochłanianiu dwutlenku węgla i jego rozpuszczaniu. Niestety. A ten dwutlenek węgla, który już trafia do ciepłych wód i się nie rozpuszcza powoduje niestety zakwaszenie oceanów, co jest bardzo groźne dla całej biosfery oceanicznej i w tym dla nas jako konsumentów.
Termostat wietrzenia krzemianów powoli też zaczyna szwankować, zwłaszcza tam, gdzie jest coraz cieplej (a kiedyś było chłodno) i jest coraz więcej dwutlenku węgla w glebach, który zaczyna coraz bardziej ulatniać się do atmosfery.
Globalne ocieplenie to bardzo poważny problem, którego nie powinniśmy ignorować. A jednak bezmyślnie to robimy. Nawet gwałtowne ochłodzenie na umiarkowanych szerokościach geograficznych wcale nie oznacza tego, że klimat zacznie się ochładzać. To tylko mały trend ochłodzenia, w dużym trendzie postępującego ocieplenia, oczywiście z winy człowieka.
https://en.wikipedia.org/wiki/Carbon_dioxide_in_Earth%27s_atmosphere