Pożary to ostatnio jedna z najczęstszych przyczyn ocieplania się klimatu. I owszem dość często ma tu wpływ czynnik ludzki. Nasz gatunek coraz bardziej rozprzestrzenia się kosztem dzikich obszarów. Często też penetrujemy obszary dzikie coraz łatwiej udostępnione ze względu na rozbudowę coraz liczniejszych dróg przechodzących przez wiele cennych przyrodniczo obszarów.
Pożary najczęściej występują na obszarach synantropijnych, a więc tam gdzie sięga nasza konsumpcyjna cywilizacja. Na takich terenach szata roślinna jest znacznie uboższa niż na obszarach naturalnych. A więc, im mniej roślinności w danym rejonie, tym większa podatność na wystąpienie pożarów. Oczywiście przy udziale postępującego wzrostu globalnej temperatury ten wskaźnik jest jeszcze wyższy.
Z drugiej strony, warunki pogodowe przez cały rok powodujące jak najmniejszą ilość dni bez deszczu, ale w zamian za to suchych i bardzo gorących, również przez ostatnie kilka lat sprawiają, że wysuszona i intensywnie parująca gleba jest bardziej podatna na samoczynny zapłon ognia prowadzącego do poważnego pożaru. Również w coraz silniej ocieplającym się świecie jest coraz więcej burz z piorunami i to właśnie od nich często zapalają się pnie i konary drzew, co staje się przyczyną rozniecania gigantycznych pożarów (Matt Karlson, Jeff Wells, Dina Roberts, 2009). Jednak mimo wszystko to obecność człowieka penetrującego coraz większą liczbę obszarów dzikich i niedostępnych jest główną przyczyną zmian w ekosystemach prowadzących nie tylko do ich zubożenia poprzez chociażby masowe wyręby, ale i również do zmian w klimacie Ziemi.
Człowiek przeważnie przyczynia się nieświadomie do inicjacji pożarów poprzez wyrzucanie niedopałków papierosów w miejscach, w których może dojść do zapłonu. Pod tym względem, bardzo wrażliwa jest ściółka leśna w ubogim lesie często posadzonym przez ludzi. Niedopałki papierosów mogą przyczyniać się bardzo szybko do procesu tlenia się warstwy organicznej gleby w takim lesie. Ponadto drzewa w takim lesie są mniej odporne na szkodniki owadzie jak korniki. Brak śnieżnych zim, jak w sezonie 2015/2016, z większą liczbą dni ciepłych jak jesienią stał się przyczyną tego, że prawie nie było roztopów wczesną wiosną tego roku. A bardzo ciepłe dni wiosenne, zwłaszcza w maju sprawiły, że gleby pozbawione wilgoci, która powinna być w nich zmagazynowana po normalnych zimowych roztopach, uległy poważnemu wysuszeniu, co z kolei stało się czynnikiem zapalnym podczas anomalnego wzrostu temperatur.
Ciekawym przykładem są obszary tajgi płonącej tego roku w Kanadzie i na Syberii. Warstwa gleby organicznej i warstwa wiecznej zmarzliny im są grubsze, tym bardziej są odporne na ogień. Tak przynajmniej jest w lasach dojrzałych, czyli tych najmniej przekształconych przez człowieka. A obecność dużych pokryw śniegu zimą jeszcze silniej uodporniłaby lasy Syberii i Kanady na wpływ postępującego wzrostu globalnej temperatury. Jednak po bardzo słabej mało śnieżnej zimie 2015/2016 i podczas silnie dodatnich temperatur wiosną, pożary jednak od początku maja do co najmniej drugiej połowy czerwca 2016 r., zwłaszcza w Kanadzie, były tak intensywne i tak silnie oddziałujące na szatę roślinną, że w wielu obszarach warstwy gleb organicznych i wiecznej zmarzliny coraz silniej kurczyły się przyczyniając się do uwalniania do atmosfery ogromnych ilości węgla z gleby. Przede wszystkim te pożary były najsilniejsze w lasach z bardzo płytką warstwą gleby organicznej i wiecznej zmarzliny, z których jeszcze skuteczniej gleby uwalniały potężne ilości węgla do atmosfery, który oczywiście w kontakcie z tlenem natychmiast stawał się uciążliwym dla nas znanym nam gazem cieplarnianym – dwutlenkiem węgla. Podobnie płonęły też torfowiska na Syberii i w Kanadzie, z których z kolei ogromne ilości metanu trafiały do atmosfery (Gayathri Vaidyanathan i Brittany Patterson, 2015) (Maria Antonova, 2016).
Emisje CO2 wraz z sadzą i innymi związkami chemicznymi pochodzącymi ze spalania, roznosiły się wiosną i latem z tajg Kanady i Syberii na ogromnie długie dystansy, nawet do kilku tysięcy kilometrów. W Ameryce Północnej dotarły min. do południowo-wschodnich wybrzeży USA oraz na lądolód Grenlandii. Podobnie też jak płonęły lasy wokół jeziora Bajkał i na Dalekim Wschodzie Syberii, emisje dwutlenku węgla wraz z sadzą tak samo osiadały na lądolodzie Grenlandii. A to z kolei przyśpieszyło ciągły proces topnienia całej powierzchni tej lodowatej wyspy. Sadza jako produkt niepełnego spalania, ale widoczny, ma kolor czarny, co zmniejsza coraz silniej albedo lodu, czyli coraz mniej promieni słonecznych odbija się z powrotem w kosmos. Podobnie też zapewne lód arktyczny też jest zaprószany sadzą, i z tajgi kanadyjskiej i z tajgi syberyjskiej. Oczywiście do tychże zanieczyszczeń dołącza jeszcze nasza cywilizacja przemysłowa.
Zdjęcie 1. Zdjęcie satelitarne wykonane nad Fort McMurray 4 maja 2016, źródło NASA
Pożary w indyjskich Himalajach również są nie lada zagadką. Z reguły pożary na gigantyczną skalę były tam czymś rzadko spotykanym. Po bardzo suchej zimie 2015/2016 i po dwóch latach mocno zubożonych w opady monsunów wystąpiły jednak pożary na niewyobrażalną skalę (Subrat Sharma i Harshit Pant, 2016).
Natomiast, bardziej już normą stają się pożary w zachodniej części Australii, na otwartych obszarach w buszu. Wystarczyło zimą tego roku jedno uderzenie pioruna, które zainicjowało tak potężne pożary, że ludzie nie nadążali z ewakuacją. Spłonęło wówczas kilka miast (Will Steffen, Lesley Hughes, Alix Pearce, 2015).
Od lipca do grudnia 2015 r. miały miejsce największe pożary w Indonezji. Tu głównym czynnikiem sprawczym byli ludzie, którzy wypalali lasy pod uprawy palmy olejowej. To niestety wymknęło się spod kontroli. Akurat wtedy szalało na Pacyfiku najpotężniejsze El Niño odkąd mierzymy jego pomiary. A to oznaczało jedno. Brak spodziewanych opadów w Azji Południowo-Wschodniej i w Australii. I był to niestety rok permanentnej suszy, która doprowadziła do kolosalnych pożarów i olbrzymich emisji dwutlenku węgla na wyspach: Borneo i Sumatrze. To jeszcze bardziej wzmocniło efekt cieplarniany, czyli nastąpił jeszcze większy wzrost globalnego ocieplenia. W październiku 2015 r. emisja gazów cieplarnianych, z płonących lasów i torfowisk Indonezji była większa niż emisja całej gospodarki USA. To jest bardzo duży dodatkowy ekwiwalent węgla, który trafił bezpowrotnie do atmosfery Ziemi (Robert D. Field i in., 2015).
Zdjęcie 2. Dymy z pożarów lasów tropikalnych na Borneo w Indonezji 14 października 2015 roku. Zdjęcie Terra, NASA
Również pożary w zachodniej części USA, zwłaszcza w Kalifornii, są bardzo niepokojącym znakiem. Ich liczba z roku na rok powiększa się w coraz silniej ocieplającym się świecie. I niestety permanentne susze sprzyjać będą coraz większemu natężeniu się tych żywiołów w przyszłości (Alan Buis i Brian Bell, 2015).
Pożary spowodowane przez wzrost globalnej temperatury przyczyniły się nie tylko do ogromnych spustoszeń w ekosystemach lasów tajgi syberyjskiej i kanadyjskiej, lasów tropikalnych w Indonezji, lasów górskich w Himalajach czy też w buszu Australii, na preriach USA, ale także do ogromnych strat finansowych w miliardach dolarów, gdy płonęły wioski i miasta, których strażacy nie potrafili ugasić. Niestety były też ofiary śmiertelne wśród ludzi. Tak wielka jest potęga żywiołów, których naprawdę nie należy lekceważyć nigdy. Bo takie historie niestety, ale w przyszłości będą powtarzać się coraz częściej.
http://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/tajga-plonie-coraz-czesciej-195
http://blog.nwf.org/2012/06/5-ways-wildfires-threaten-western-wildlife/
https://robertscribbler.com/2016/05/03/the-fires-of-climate-change-are-burning-the-himalayas/
http://ziemianarozdrozu.pl/artykul/3154/rosyjskie-pieklo-pozarow-cena-za-naftowa-gospodarke