Wulkany emitujące więcej niż ludzkość, to najbardziej absurdalny mit jaki wymyślili denialiści. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że nie podają żadnych liczb, żadnych odniesień i źródeł naukowych. Po prostu roznoszą te plotki na cały świat, nigdzie nie potwierdzone w żadnych instytucjach naukowych zajmujących się badaniem klimatu.
A prawda naukowa jest taka, że wulkany, zarówno lądowe, jak i podwodne emitują tylko około 0,3 mld ton CO2 na rok. A więc, zaledwie 1 % ludzkich emisji. Cała nasza cywilizacja przemysłowa emituje ponad 30 mld ton na rok. A więc, w ciągu roku ponad 100-krotnie więcej emitujemy jako ludzkość niż wszystkie wulkany świata. To wszystko oczywiście to są szacunkowe wyniki badań, gdyż badania naziemne, lotnicze, satelitarne i podwodne wulkanów, a zwłaszcza składu chemicznego i promieniowania w ultrafiolecie i w podczerwieni, są bardzo skomplikowane, które trzeba powtarzać wielokrotnie. Satelity takie jak amerykański OCO-2 i japoński GOSAT non stop monitorują wszystkie wulkany na Ziemi i śledzą dokładnie przebieg ich erupcji (Florian M. Schwandner, 2014).
Zdjęcie 1. Z lewej strony: satelita OCO-2 (ilustracja zamieszczona dzięki uprzejmości NASA), z prawej: satelita GOSAT (ilustracja zamieszczona dzięki uprzejmości JAXA).
A tak w ogóle naukowcy faktycznie obawiają się tego, że któregoś dnia może dojść do erupcji takich kolosów jak superwulkany: Yellowstone, Toba czy Long Valley Caldera. Wtedy rzeczywiście natura przewyższyłaby działalność człowieka albo przynajmniej zbliżyłaby się swą wielkością. To jednak tylko spekulacje, gdyż nikt z ludzi w czasach historycznych osobiście nie doznał czegoś tak kolosalnego. Niestety, nie ma żadnych zapisków oprócz naukowych badań proxy (pośrednich) (Ilya N. Bindeman, 2006)
Mity o wulkanach w internecie i na żywo krążą niczym złośliwe wirusy jako memy powielane wielokrotnie i za każdym razem zniekształcające pierwotny przekaz od 1980 roku. To właśnie wówczas wiarygodną informację naukową na temat ilości emisji chlorowodoru do atmosfery przez wybuch normalnego wulkanu St. Augustine na Alasce w 1980 r. w porównaniu z wybuchem 700 tysięcy lat temu wspomnianego kalifornijskiego super-wulkanu Long Valley Caldera zestawił sejsmolog amerykański David Johnston (David Johnston, 1980).
Dziś ta prawdziwa naukowa informacja zamieniła się w jeden dezinformacyjny śmietnik, który do dziś przedstawia naukę w krzywym zwierciadle. Pomylono Protokół Montrealski związany z emisjami freonów z protokołem z Kioto, którego z kolei głównym celem jest redukcja emisji dwutlenku węgla. Na przestrzeni minionych 3,5 dekad, z chlorowodoru zrobił się dwutlenek węgla. Jaką ciekawostkę można podać to, że za swej kadencji prezydenckiej Ronald Reagan strzelił taką gafę, że pomylił kwas solny z dwutlenkiem siarki. W każdym razie ilość emisji chlorowodoru z lat 80 denialiści bezmyśłnie przekręcili zastępując je ilością emisji dwutlenku węgla. A najbardziej absurdalną rzeczą spotykaną u niektórych negacjonistów klimatycznych jest kompromitujące mylenie wulkanicznych emisji kwasu solnego z freonami. W ich dziwacznym wyobrażeniu (opisywanym dodatkowo w ich książkach) wulkany emitują freony. I to wielokrotnie więcej niż ludzie.
Absurd za absurdem. I komu to wierzyć?! Logicznie myślący ludzie powinni zrozumieć, że zagadnieniami naukowymi zajmują się naukowcy, a nie kierujące się emocjami media czy politycy.
Co dokładnie zbadał Johnston 36 lat temu?! Obliczył, że alaskański wulkan St. Augustine w 1976 r. wyemitował do atmosfery 525 x 106 kg chlorowodoru (HCl) (±40%), z czego 82 x 106 do 175 x 106 kg mogło znaleźć ujście w stratosferze jako kwas solny. Odpowiada to 17-36% całości światowej produkcji przemysłowej chloru w związkach freonów w 1975 roku. Idąc dalej tym tropem naukowiec ten wydedukował, że skoro super-wulkan Long Valley Caldera 700 tys. lat temu wyrzucił do atmosfery 100 km3 popiołów i jeśli magma odgazowała 0,25% chloru (tyle właśnie w całości wyemitował go wulkan St. Augustine), to erupcja ta mogła wyrzucić do stratosfery 289 x 109 kg HCl, co odpowiada aż 570-krotności światowej produkcji przemysłowej chloru w związkach freonów w 1975 roku.
Zdjęcie 2. Wulkan St. Augustine w 1996 roku (źródło)
Trzeba wiedzieć też jedno, że naukowcy w latach 80 intensywnie badali stratosferę, w której z przemysłowych freonów pod wpływem ultrafioletowego promieniowania słonecznego wydzielały się ogromne ilości chloru mającego zdolności niszczenia ozonu. Nie zauważyli jednak by wulkaniczny chlor zawarty w chlorowodorze miał te same właściwości reaktywne.
Denialiści jednak w latach 80 mocno starali się zwalczać doniesienia naukowe noblistów-chemików atmosfery: Paula Crutzena z Holandii, Mario Moliny z Meksyku oraz Sherwooda Rowlanda z USA, o tym, że to właśnie substancje chemiczne antropogenicznego pochodzenia jak freony są związkami niszczącymi ozon w stratosferze. Ponadto, nie udowodniono do tej pory, że to chlor po wielkich erupcjach wulkanicznych emitowany do stratosfery miałby zdolność niszczenia trójatomowej cząsteczki ozonu. Za to udowodniono, że chlor wulkaniczny jest wielokrotnie słabiej reaktywny w przeciwieństwie do chloru wydzielanego z freonów.
Wniosek jest prosty. Taka gigantyczna erupcja wulkaniczna chlorowodoworu z superwulkanu rzeczywiście przewyższałaby naszą produkcję freonów. Denialiści jednak celowo albo bezmyślnie przypisali tę ogromną wartość liczbową tego erupcyjnego giganta ze zwykłym wulkanem, gdy tylko w jakimś momencie jakiś eksplodował.
I im bliżej lat 90 (gdy się zrobiło głośno o globalnym ociepleniu), tym częściej zanikały informacje na temat emisji kwasu solnego, a w zamian tego pojawiły się w mediach o emisjach dwutlenku węgla. I w taki sposób jak grzyby po deszczu mnożą się, nie potwierdzone przez żadną placówkę badawczą, już od ponad 3 dekad do dziś kompletnie fałszywe dezinformacje medialne na temat rzekomo wielokrotnie wyższych emisji wulkanicznych niż przemysłowych. A przypisywano te wyolbrzymione wielkości następującym wulkanom: St. Helens w 1980 r., Pinatubo w 1991 r., Eyjafjallajökull w 2010 r. i Erebus w 2014 r.
Negacjoniści klimatyczni prześcigają się w lansowaniu swych głupot na temat proporcji pomiędzy emisjami wulkanicznymi a przemysłowymi. Licytują się jak rzekomo większe są emisje wulkanów od naszych. Dla jednych wulkany w ciągu dnia czy kilku emitują tyle co cała działalność ludzka przez rok czasu. Dla drugich – tyle co przez dekadę. Dla jeszcze innych – tyle co przez 100 lat. Dla jeszcze innych – tyle co od początku rewolucji przemysłowej. A jedna z “pomysłowych” denialistek podniosła absurdalnie poprzeczkę do 1000 lat. Każda z tych osób, medialnych czy politycznych, podaje zupełnie inne, oderwane od rzeczywistości, informacje.
I w taki sposób mity o wulkanach stały się jednym z orężów negacjonistów klimatycznych, z których nie zamierzają jakoś rezygnować. A przecież nie mają naprawdę żadnych dowodów naukowych. No cóż?!
Ludzkość to dziwaczna populacja, w której są ludzie kierujący się rozumem i są ludzie kierujący się emocjami albo wręcz głupotą. Jak widać żyjemy w świecie coraz większego absurdu i groteski. Ale jak długo?!
Dopóki wszystkie narody świata nie odczują na własnej skórze globalnego wzrostu temperatur i koncentracji dwutlenku, dopóty będzie istniał taki dysonans pomiędzy ludźmi logicznie myślącymi i tymi, którzy czerpią swe fałszywe informacje z teorii spiskowych, z emocjonalnych denialistycznych blogów i ogólnie z memowego bełkotu powielanego już przez ponad 3,5 dekady.
http://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/korzenie-mitu-wulkany-emituja-wiecej-co2-od-nas-172
http://naukaoklimacie.pl/fakty-i-mity/mit-wulkany-emituja-wiecej-dwutlenku-wegla-niz-czlowiek-58
http://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/co2-z-wulkanow-jak-to-sie-mierzy-czesc-1-91
http://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/co2-z-wulkanow-jak-to-sie-mierzy-czesc-2-92