To prawda, że są uruchomione dodatnie sprzężenia zwrotne. W szczególności poważnie bardzo groźne i niepokojące są na razie powolne emisje metanu z wiecznej zmarzliny (Edward Schuur i in., 2015) i z klatratów mórz syberyjskich na szelfach kontynentalnych (Natalia Shakhova, 2013).
Jednak powinniśmy być ostrożni z prognozowaniem globalnego ocieplenia klimatu przed 2030 r. do 4°C, a już w szczególności raczej absurdem jest twierdzenie ogrzania globu ziemskiego do 10°C przed 2040 r (źródło).
Dopóki lód w Arktyce istnieje (zasięg lodu powierzchniowego we wrześniu był większy w 2012 niż w 2016 r.), dopóty znaczące emisje metanu i dwutlenku węgla jeszcze nie stanowią potencjalnego zagrożenia. A energia cieplna w znacznym stopniu jest pochłaniana przez lód na całej Ziemi, nie tylko w Arktyce.
Największym prawdopodobieństwem jest to, że na samym wstępie zniknie lód arktyczny i niektóre lodowce górskie, które w dużej części już stopniały. Zdestabilizuje się wówczas najprawdopodobniej Antarktyda Zachodnia, a na Wschodniej będą zachodzić procesy szybszej ablacji (zanikania śniegu i lodu) niż akumulacji (narastania pokryw śniegu i lodu). Grenlandia będzie topnieć na tyle mocno, że poziom coraz cieplejszych wód będzie się znacznie szybciej podnosić (Z. Zuo, J. Oerlemans, 1997) (David B. Bahr, 2009).
Rysunek. Średni zasięg lodu morskiego w marcu 2016. Prawa mapa – średni zasięg we wrześniu 2016. Fioletowa linia oznacza średni zasięg lodu w okresie 1981-2010. Dane NSIDC
Sytuacja w Arktyce jest naprawdę niewesoła. Za 20 lat (a może jeszcze wcześniej) w porze letniej może zupełnie zaniknąć lód w Arktyce. Co wtedy?!
Cytat z artykułu Nauki o Klimacie “Klimat Arktyki – wydanie 2016”.
Zasięg arktycznego lodu morskiego 10 września 2016 roku, czyli w czasie wrześniowego minimum, wyniósł 4,14 mln km2, czyli o 1/3 mniej od średniej z lat 1981-2010. Był to „zaledwie” drugi najmniejszy zasięg w historii pomiarów.
Zagrożenie metanowe i spotęgowane dwutlenkiem węgla tak naprawdę powstanie jak zaniknie lód na całej Ziemi. Tak jak to było 58-52 mln lat temu. Ponadto Ziemia przed nastaniem PETM (Paleoceńsko-Eoceńskiego Maksimum Termicznego) była cieplejsza w skali globalnej o co najmniej 8 stopni w porównaniu z dzisiejszymi czasami) (S.J. Gibbs i in., 2012).
Jedynie niespodziewane potężne trzęsienie dna morskiego w morzach Syberii, a może nawet Kanady i Alaski oraz Grenlandii mogłoby faktycznie przyczynić się do zwiększenia emisji metanu. Choć przy obecnym tempie ocieplania się nie miałyby raczej katastrofalnego charakteru dopóki energia cieplna jest pochłaniana w topnienie, zarówno lodu w Arktyce, jak i lądolodów Grenlandii i Antarktydy oraz lodowców górskich i wiecznej zmarzliny (Natalia Shakhova i in., 2009).
Na początek musiałby zniknąć kompletnie lód na Ziemi aby energia cieplna zaczęła podgrzewać coraz silniej wody wszystkich oceanów i mórz naszej planety. To byłby niestety moment krytyczny na coraz szybsze degradowanie ekosystemów oceanicznych i morskich. Rafy koralowe możliwe, że przestałyby wtedy istnieć. Dotknęłoby to nie tylko klasyczne rafy ciepłolubne w strefach tropikalnych i subtropikalnych, ale i również zimnolubne, występujące głównie w klimacie umiarkowanym Ameryki Północnej, Europy i pomiędzy Australią i Nową Zelandią. Ponadto zaczęłyby padać jak kostki domina co wrażliwsze ekosystemy pozostałe z mórz i oceanów oraz z lądów (Hans Joachim Schellnhuber, Stefan Rahmstorf i Ricarda Winkelmann, 2016).
Oczywiście poziom mórz i oceanów podniósłby się do takiego poziomu, że wiele wysp oceanicznych nisko położonych przestałoby już istnieć. Ten sam los również wtedy czekałby wszystkie niziny nadmorskie i nadoceaniczne na całej kuli ziemskiej. Stopnienie całej Grenlandii podniosłoby poziom Wszechoceanu o 7 metrów, Antarktydy Zachodniej o 5 metrów, Wschodniej aż o 65 metrów, no i wszystkich lodowców wraz z lodami Antarktyki i Arktyki oraz rozległych obszarów wiecznej zmarzliny może nawet o 2 metry. (źródło)
Dopiero wtedy emisje metanu i dwutlenku węgla mogłyby być na tyle duże, że mogłyby wręcz spowodować prawdziwe wymieranie gatunków. A więc, mogłyby stać się przyczyną nadejścia szóstej katastrofy (szóstego wielkiego wymierania flor i faun w historii Ziemi) (Céline Bellard i in., 2012).
Jednak lekką przesadą jest, że doprowadzimy w zaledwie 25 lat Ziemię do stanu Wenus. Kiedy globalne ocieplenie stanie się rzeczywistym i widocznym faktem, to ludzkość automatycznie zrezygnuje z paliw kopalnych przechodząc w pośpiechu na energię z odnawialnych źródeł energii i energię nuklearną i wdrażać projekty geoinżynieryjne jak choćby wysysanie CO2 z atmosfery. I choć, nasze emisje antropogeniczne może przestaną istnieć, ale emisje naturalne, a w szczególności metanu, mogą zostać wręcz spotęgowane. Doprowadzimy wówczas naszą planetę do takiego samego stanu jak na początku kenozoiku, a nawet jak podczas całego gorącego mezozoiku. Odtlenimy ją też w znacznym stopniu (Matthew Long i in., 2016).
Koncentracje metanu i dwutlenku węgla będą przybliżone jak do tych sprzed 50 czy 100 mln lat temu. Należy pamiętać, że molekuły metanu żyją do 12 lat, a więc po dostaniu się w całości do atmosfery staną się molekułami dwutlenku węgla.
Metan, jak i dwutlenek wegla powstają przede wszystkim z rozkładu materii organicznej. Ten pierwszy gaz powstaje w naturalnych warunkach beztlenowych, głównie w siedliskach bagiennych, a drugi w tlenowych. Bakterie metanogenne pochłaniają metan (CH4) i metabolizują dwutlenek węgla (CO2), a metanotroficzne przyczyniają się do emisji metanu do atmosfery.
Należy też wiedzieć, że metan jako molekuła ma globalny potencjał cieplny (GWP) 23 razy większy niż molekuła dwutlenku węgla, którego GWP wynosi 1. To dlatego naukowcy są zaniepokojeni co się w tej chwili dzieje w Morzu Łaptiewów i w Morzu Wschodniosyberyjskim (Natalia Shakhova, 2013) oraz w wiecznej zmarzlinie Syberii, Kanady i Alaski (Edward Schuur i in., 2015).
Obecnie w atmosferze koncentracja metanu wynosi 1800 ppb (parts per billion), czyli 1,8 ppm (parts per million), a dwutlenku węgla powyzej 400 ppm, czyli powyżej 4 000 000 ppb. Biorąc pod uwagę GWP można sobie wyobrazić, że koncentracja metanu wynosi 41,4 ppm. A to już jest bardzo dużo. Gdyby nagle wybuchły emisje tego gazu podwajając swą ilość w atmosferze do 82,8 ppm, ogólnie mogłaby się ona ogrzać w bardzo krótkim czasie o ponad 80 ppm. A czegoś takiego jeszcze nie było w historii naszego gatunku. Czy mogłoby to zagrozić naszemu istnieniu oraz wielu innym wrażliwym na gwałtowny wzrost temperatury gatunkom? Trudno powiedzieć. Nie igrajmy jednak z losem.
http://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/klimat-arktyki-wydanie-2016-214