Cisza przed burzą

Jest teraz cisza przed burzą. La Niña była słabiutka na początku jesieni w 2016 i odeszła na przełomie jesieni i zimy. A El Niño było jeszcze słabsze i  jeszcze krótsze pod koniec zimy i na początku wiosny 2017 r. Prawie go nie było. I mamy stan równowagi pomiędzy ochłodzeniem a ociepleniem. Podczas La Niña górne warstwy oceanu są chłodniejsze, gdyż zimne wody głębinowe intensywnie wypływają na jego powierzchnię co ma wpływ na mniejsze parowanie, a więc atmosfera się silnie ochładza. I w tym samym czasie pasaty bardzo silnie transportują energię cieplną z atmosfery w głębiny oceanów. Natomiast podczas El Niño górne warstwy oceanu są cieplejsze, gdyż zimne wody głębinowe bardzo słabo wypływają na jego powierzchnię, co ma wpływ na intensywne parowanie, a więc atmosfera się silnie ociepla. I w tym samym czasie pasaty są bardzo spokojne i nie pchają tak energii cieplnej w głębiny oceanów, ale w jej warstwy powierzchniowe. Teraz nie mamy ani La Niña ani El Niño. Stan permanentnej równowagi (NOAA). A koncentracja gazów cieplarnianych rośnie, chociaż miesiące bywają jednak chłodniejsze w tym roku niż w poprzednim. Lipiec był wyrównany. Co to oznacza? Czyżby znowu ocieplenie powracało na Ziemi? Co się jeszcze wydarzy? A jaka zima będzie? Może będzie jeszcze cieplejsza niż na przełomie poprzedniego i obecnego roku? I to cieplejsza bez El Niño.

Sprzężenia zwrotne dokonują istnej huśtawki w naszym skomplikowanym systemie klimatycznym. Energia cieplna blokowana przez rosnące koncentracje gazów cieplarnianych przede wszystkim wielokrotnie ogrzewa oceany świata do jak największych głębokości (James Murphy i in. 2009) i (Catia M. Domingues i in., 2008). Te z kolei pochłaniają dużo energii na roztapianie lądolodów Grenlandii i Antarktydy Zachodniej, których lodowce szelfowe przede wszystkim topnieją w coraz cieplejszych wodach oceanicznych (Maria-Jose Viñas i Carol Rasmussen, 2015). Podobnie topnieje lód morski od spodu. Energia cieplna rośnie w systemie klimatycznym Ziemi. Troposfera coraz silniej blokowana, coraz mocniej nagrzewa się, a stratosfera z kolei ochładza się (Bob Guercio, 2010). To wszystko się dzieje na oczach naukowców, którzy w podczerwieni za pomocą urządzeń naziemnych i satelitarnych oraz nawodnych mierzą non stop coraz dokładniej, coraz precyzyjniej.

W pewnym sensie na razie wszystko toczy się w żółwim tempie, dopóki jest lód na Ziemi i cała energia cieplna w oceanach jest skoncentrowana na jego roztapianiu i zmniejszaniu albedo w Arktyce, na Grenlandii i na Antarktydzie Zachodniej. Choć zmiany powolne pojawiają się już także na Antarktydzie Wschodniej, która jest wyższa, górzysta oraz większa kilka razy od Zachodniej. Destabilizacja pokryw lodowych jednak już ma miejsce. Gdy zaniknie latem lód w Arktyce, uderzy to rykoszetem w lodowce szelfowe Grenlandii i Antarktydy Zachodniej, a potem także Wschodniej (Dirk Notz, 2009).

Coraz cieplejsze oceany znacznie więcej parują, a to z kolei przyczynia się do ogrzewania atmosfery i roztapiania lodowców górskich (Sarah C. B. Raper i Roger J. Braithwaite, 2006) i wiecznej zmarzliny na wysokich szerokościach geograficznych Ziemi (Edward Schuur i in., 2015). To już ma miejsce właśnie tam. W klimacie borealnej tundry i tajgi. Na półkuli północnej są to rejony naszej planety najsilniej ogrzewające się i wpływające w sposób coraz silniej zaburzający funkcjonalność tamtejszych gatunków flor i faun oraz ich siedlisk. To już ma miejsce właśnie tam. I właśnie tam globalne ocieplenie przyśpieszyło. Rejony niektóre tam ogrzały się już średnio o 3-4 stopnie Celsjusza (źródło), podczas gdy w klimacie umiarkowanym jest to w granicach 1,1 stopnia Celsjusza (NASA).

Zmiany w przyrodzie w klimacie borealnym również zachodzą bardziej dynamicznie niż w umiarkowanym klimacie Eurazji czy Ameryki Północnej. Kiedy lód w Arktyce zniknie latem w przyrodzie mogą zacząć się dziać zmiany na nieprzewidywalną skalę, co potem rykoszetem uderzy także w procesy przyrodnicze klimatu umiarkowanego, śródziemnomorskiego, subtropikalnego i tropikalnego. Najsilniej globalne ocieplenie zachodzi na półkuli północnej (źródło).

Parujące oceany mogą wpłynąć groźnie na wymieranie ogromnej liczby gatunków. Na własne życzenie swoją działalnością przemysłową opartą na spalaniu paliw kopalnych i wylesianiu Ziemi przyczyniamy się do tego, że klimat powróci do stanu jaki był w pliocenie 3,5 mln lat temu. Koncentracja gazów cieplarnianych wynosiła wówczas właśnie mniej więcej tyle co dziś. 402 ppm (parts per million). Gdy zniknie lód arktyczny latem, zaczniemy zbliżać się też do podobnej temperatury globalnej jak w tamtym okresie geologicznym kenozoiku (Marci M. Robinson i in., 2008).

Czy to jest nieuchronne? Nie. Na razie nie. Przyroda daje nam niepowtarzalną szansę. Tylko to my musimy podjąć decyzję ostateczną i przejść na odnawialne źródła energii aby uratować siebie i inne gatunki od zagłady. Czy stać nas na to. Wielu ludzi dalej udaje, ze nic się złego nie dzieje w przyrodzie. Dopóki nie odczują na własnej skórze globalnego ocieplenia, dopóty będą ignorować ten poważny problem, o którym naukowcy przestrzegają już od co najmniej 30 lat.

http://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/cieply-ocean-i-wrazliwe-lodowce-222

http://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/wrazliwosc-ekosystemow-na-wahania-klimatu-182

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *