Tylko te trzy zjawiska badane również w modelach klimatycznych przez naukowców, jak wybuch superwulkanu (Claudia Timmreck, 2012), upadek asteroidy (Curt Covey i in., 1994) i wojna jądrowa (Curt Covey, Stephen Schneider i Starley Thompson, 1984), mogą spowodować nieprzewidywalne zaburzenia klimatyczne do tego stopnia, że klimat zamiast się ocieplać będzie się schładzać.
Obecnie ciąg ocieplenia globalnego jest spowodowany naszą działalnością. Atmosfera ogrzewa się, przy wzroście corocznym koncentracji dwutlenku węgla w atmosferze 2,5 ppm, tylko dzięki nam. Spalając paliwa kopalne i wylesiając Ziemię, zwłaszcza lasy tropikalne, przyczyniamy się do tego, że nasz wpływ jest coraz większy.
Tylko kataklizm być może jest w stanie wszystko odwrócić. Kataklizm prowadzący do zmasowanego zapylenia atmosfery, które spowodowałoby drastyczne ograniczenie dopływu energii słonecznej do powierzchni Ziemi, a przyczyniłoby się do większego odbijania promieni słonecznych z powrotem w kosmos.
W historii naszej planety, oprócz totalnej wojny jądrowej, zarówno wybuch superwulkanu na pograniczu Kalifornii i Nevady (Long Valley Caldera (David Hill i in., 1985) 700 tysięcy lat temu podczas glacjału Elster [zlodowacenie południowopolskie]) czy upadek planetoidy na Pacyfiku w okolicach południowego Chile (np. Eltanin (James Goff i in., 2012) na początku plejstocenu 2,5 mln lat temu) spowodowały ogromne ochłodzenie atmosfery Ziemi. Ten drugi okres, gdy spadła asteroida Eltanin nie był jeszcze tak znacząco chłodny jak pierwszy okres, gdy wybuchnął superwulkan Long Valley Caldera. W tym drugim przypadku mieliśmy do czynienia z prawdziwą epoką lodową. Było to drugie zlodowacenie w historii kenozoiku gdy lądolody pokrywały dużą część obszarów lądowych jak Ameryka Północna, Europa i Azja. Zwłaszcza ten pierwszy obszar był solidnie zalodzony na terenie dzisiejszej Kanady,a być może i przynajmniej północnej części Stanów Zjednoczonych.
Tak więc, w ciągu 2,5 miliona lat planeta nasza doznawała poważnych wstrząsów, które wielokrotnie prowadziły do zapylenia atmosfery, odcięcia źródła światła słonecznego do powierzchni Ziemi i poważnego jej schłodzenia. Niewykluczone, że taki scenariusz może się powtórzyć w każdej chwili. Naukowcy są mocno zaniepokojeni wysoką aktywnością superwulkanu Yellowstone (Jacob B. Lowenstern i Shaul Hurwitz, 2008) w Wyoming (stan USA). Gdyby wybuchnął, nie tylko byłaby ogromna liczba ofiar w ludziach i zwierzętach i ogólnie spustoszeniach w świecie przyrody, ale klimat drastycznie ochłodziłby się. Taki ponury scenariusz też jest w obliczeniach klimatologów na całym świecie. Gdyby do tego doszło, nie wiadomo jakby ludzkość zareagowała, ale moglibyśmy zaburzyć na tyle mocno klimat, że dwutlenek węgla z atmosfery mógłby trafić do schłodzonych oceanów i się w nich rozpuścić.
Zdjęcie. Północno-wschodnia część kaldery Yellowstone, z rzeką Yellowstone przepływającą przez dolinę Hayden i krawędzią kaldery w oddali (źródło)
Czy zatrzymalibyśmy globalne ocieplenie? Nie wiadomo. Na pewno schłodzilibyśmy na jakiś czas Ziemię. Jednak drastycznie oziębiony świat spowodowałby ogromne spustoszenie w świecie biosfery. Czyli wśród gatunków roślin i zwierząt. Zwłaszcza, jeśli chodzi o rośliny, nastąpiłaby poważna redukcja fotosyntezy, a to wiązałoby się z tym, że dwutlenek węgla nie byłby absorbowany przez te rośliny, co z kolei równałoby się ze zmniejszeniem ilości tlenu w atmosferze i zwiększeniem w niej koncentracji dwutlenku węgla. A to spowodowałoby z powrotem zmasowane emisje dwutlenku węgla z oceanów do atmosfery. I w ten sposób, gdyby nawet ludzkość wyzerowała emisje antropogeniczne gazów cieplarnianych, to przyczyniłaby się do uruchomienia ogromnych ilości naturalnych emisji gazów cieplarnianych z oceanów i z roślinności do atmosfery. Globalne ocieplenie przyśpieszyłoby, nawet bez naszej działalności. A z naszymi emisjami byłby to podwójny albo nawet potrójny efekt.