Nie tylko niszczenie przyrody jest problemem, problemem jest też ogrzewanie przez nas Ziemi

Od jakiegoś czasu w przestrzeni publicznej pojawił się nowy mit na temat powodzi. Owszem powódź to jest zjawisko naturalne, które miało już miejsce w ubiegłych wiekach niejednokrotnie. Już nawet w czasach przedprzemysłowych. Jednak nie były one na tyle intensywne nie tylko dlatego, że nie było na taką skalę jak w XX i XXI w. zabudowy hydrotechnicznej, ale też świat nie był jeszcze ogrzewany przez spalanie paliw kopalnych.
Wylesienia miały miejsce już nawet 1000 czy 2000 lat temu w rejonach Ziemi gdzie się rozwijały duże państwa o charakterze imperiów. Były już przeprowadzane pierwsze melioracje i regulacje rzek, ale jeszcze nie były tak precyzyjne jak co najmniej od XIX w. do dziś.
Pierwsze spalanie paliw kopalnych oraz dalsze niszczenie przyrody 
Pierwsze spalanie paliw kopalnych wraz z emisjami gazów cieplarnianych rozpoczęły się pod koniec siódmej dekady XVIII w. Wtedy tez ludzkość podejmowała wiele działań szkodliwych dla środowiska naturalnego. Do wylesień i karczowań dołączyły, zwłaszcza od XIX w., coraz częstsze osuszenia mokradeł, ale też już wkraczają pierwsza zabudowa hydrotechniczna wraz z likwidacją starorzeczy, rozlewisk, bagien, mokradeł, szuwarów, podmokłych łąk (młak). Jednocześnie od połowy XIX w. zostało zintensyfikowane spalanie paliw kopalnych, których emisje już zaczęły powodować wzrost stężeń gazów cieplarnianych. W ten sposób zaczęły one zatrzymywać coraz więcej ilości ciepła w falach podczerwieni. Świat się zaczął coraz bardziej ogrzewać. Tymczasem przyroda dalej była niszczona na wiele sposobów. Wylesienia, karczowania, masowe polowania i kłusownictwo, dalsze osuszania mokradeł. Im mniej było szaty roślinnej,
Coraz więcej gazów cieplarnianych w atmosferze i coraz większe zniszczenia przyrody
Coraz więcej dwutlenku węgla trafiało do atmosfery w XIX w. I trwa to do dziś na jeszcze większą skale, głównie tez dlatego, że od XX w. lawinowo zaczęła rosnąć populacja ludzka. Oczywiście kosztem przyrody i dzikich gatunków. A stężenia dwutlenku węgla i metanu od ok. 1850 r., podtlenku azotu od ok. 1900 r., freonów od ok. 1930 r. zaczęły coraz bardziej wzrastać i ogrzewać Ziemię. Atmosfera w drugiej połowie XX w. na tyle zaczęła silnie nagrzewać się (aczkolwiek to ocieplenie było maskowane w latach 1950-1990 przez przemysłowe aerozole), że od połowy lat 70 XX w. jej ciepło zaczęło intensywnie kumulować się w oceanach. Początkowo na powierzchni, a w XXI w. już na większych głębokościach.
Troposfera zamienia się w piekarnik
Troposfera jest wręcz teraz nagrzana niczym piekarnik. Im więcej w niej tego ciepła jest, tym więcej kumuluje się pary wodnej. Jednak globalne ocieplenie ma to do siebie, że intensyfikuje zarówno fale upałów, susze, pożary, jak i nawalne opady deszczu, powodzie i cyklony (burze, huragany, tajfuny itp.).
Ekstremalne opady deszczu i powodzie w dużej części świata
Obecne ekstremalne zdarzenie pogodowe w Europie Środkowej przybrało kolosalnych rozmiarów. Podobnie na Półwyspie Arabskim w Zjednoczonych Emiratach Arabskim i Omanie. w Kenii w Afryce czy w Brazylii w Ameryce Południowej. W Europie przede wszystkim miało to związek z tym jak bardzo chłodne masy powietrza, skumulowane w Niżu Genueńskim w interakcji z nagrzanymi wodami Morza Śródziemnego i Czarnego do 28 st.C dużo powyżej średniej, która wynosi 25 st.C o tej porze roku, spowodowały zintensyfikowanie tak ogromnych ilości pary wodnej w atmosferze, że chmury, które nadpłynęły nad Europę Środkowa (w tym nad Polskę), wyrzuciły z siebie na powierzchnię tak potężną ilość wody deszczowej, że ludzie wpadli w szok i panikę i chaos.
Przez kilka dni tyle deszczu co średnio przez rok czasu
W ciągu kilku dni spadło tyle deszczu co średnio nad Europą Środkową spada w ciągu roku. To wystarczyło do eskalacji wielu tragicznych w skutkach zdarzeń, gdzie niestety były też ofiary w ludziach i zwierzętach. Z drugiej strony oczywiście zabudowa hydrotechniczna, brak odpowiedniej ilości dużych zbiorników retencyjnych (naturalnych i nawet sztucznych), regulacje rzek, melioracje, likwidacja wielu rozlewisk oraz naturalnych mokradeł, brak sztucznych polderów, brak lasów lęgowych, szuwarów i w ogóle szaty roślinnej też ma negatywny wpływ na wszystko. Nawet na zwiększenie emisji gazów cieplarnianych.
Nie można już więcej oszukiwać się
Nie można już więcej oszukiwać się. Spalanie paliw kopalnych to jednak jest główna przyczyna globalnego ocieplenia. A o tym zapomina naprawdę wielu ludzi. Także niestety ekologów. Zazielenienie świata z dalszym spalaniem paliw kopalnych tak samo przyczyniłoby się do powstania powodzi. Bo problemem jest nie tylko zaburzona zlewnia rzek, likwidacja roślinności nadrzecznej i zabudowa hydrotechniczna, ale też kumulowanie się dużych ilości pary wodnej w troposferze z powodu ogrzewania planety, w głównej mierze przez spalane paliwa kopalne. O tym niestety prawie wszyscy zapominają. Nie tylko niszczenie przyrody jest problemem, problemem jest też ogrzewanie przez nas Ziemi.

Tworzenie narracji katastroficznych sprzyja powiększaniu się denializmu

Im więcej jest narracji klimatycznych o końcu świata, tym bardziej wzrasta liczba ludzi negujących zmiany klimatu. Panika nie jest dobrym rozwiązaniem na zażegnanie kryzysu klimatycznego.
Greta Thunberg nie ma racji ze swoją narracją “Chcę żebyście panikowali”. Błąd. Powinna być narracja “Chcę żebyście ratowali ten świat.”
Niestety w sieci internetowej doomizm jest tak samo powszechny jak denializm. Doomizm, który nie mówi o tym by zacząć działać, ale o tym, że rzekomo jest już za późno. Takie nastawienie do rzeczywistości sprzyja nie tylko nakręcaniu się szkodliwej dla zdrowia publicznego depresji, ale również sprzyja opóźnianiu działań dekarbonizacyjnych przez koncerny paliw kopalnych.
Niestety. Katastroficzna narracja nic dobrego nie wnosi do życia. Opinia publiczna jest coraz bardziej skołowana, bo pomimo, że konsensus naukowy mówi wyraźnie, że obecne ocieplenie klimatu jest z winy człowieka, to wśród wielu naukowców niepotrzebnie udziela się pesymizm, a nawet straszenie. To nie działa.
To nie działa, bo negujący zmiany klimatu wywołane przez człowieka jeszcze bardziej okopują się i jeszcze bardziej są przeciwni nauce. Coraz częściej z ich strony padają idiotyczne głosy, że naukowcy są rzekomo przekupieni. Że to wszystko jest niby zmyślone. Jeszcze bardziej to podkreślają, gdy wielu z nas alarmistów epatuje na prawo i lewo rekordami temperatur czy innych parametrów, a nie pomyśli żeby skupić się na pokazywaniu i wyjaśnianiu średnich. Średnich dobowych, średnich miesięcznych, średnich rocznych czy średnich wieloletnich.
Niestety są też naukowcy, znający się na rzeczy, bo wykonujący swoje zawody w badaniach zmian klimatu, którzy także demonstrują postawy bliskie narracji katastroficznej. Niestety to jest błąd dużego kalibru. Im większe jest straszenie opinii publicznej, tym większy wśród jej dużej części (prawie 50 proc.) narasta opór przeciw nauce. Jest to bezsensowne i nietrafne działanie.
Prawda jaką przedstawia IPCC jest wystarczająca na temat zmian klimatu. I konieczności podjęcia wielu działań adaptacyjnych i mitygacyjnych. Działań, a nie marudzenia, że rzekomo jest już za późno. Nie jest wcale za późno. I nawet gdyby było bardzo źle, to i tak nie trzeba panikować i się poddawać, ale podejmować szereg działań w uskutecznieniu dekarbonizacji na całym świecie. Mało tego. Także w uskutecznieniu renaturyzacji ekosystemów na całym świecie. Wcale nie jest za późno.
To, że jest wiele negatywnych informacji naukowych, wcale też nie znaczy, że nie ma pozytywnych informacji naukowych. Kto tylko skupia się na przekazie negatywnych, oszukuje opinię publiczną. A to też sprzyja pożywce dla wylęgarni różnego rodzaju denialistów, trolli, botów itp szkodników, którzy próbują wszelkimi sposobami sabotować działania dekarbonizacyjne.
W nauce nie powinien zaginąć pragmatyzm. Widzenie plusów i minusów w badaniach. Ale zawsze też szukanie wielu rozwiązań, by zmniejszyć szkodliwy wpływ dla klimatu i środowiska naturalnego. I na tym należy się zawsze skupiać i koncentrować swoją uwagę. Także podejmowaniu wszelkich działań dekarbonizacyjnych i renaturyzacyjnych powinno towarzyszyć pozytywne nastawienie. Powszechny optymizm, że się uda wszystko zrealizować zgodnie z planem. Zgodnie z logistycznym i pragmatycznym planem.

Nie ma żadnych dowodów naukowych, że to Słońce

Naukowcy mówią wprost, że to nie jest żadne Słońce. Zresztą jak negacjoniści wytłumaczą emisje i stężenia gazów cieplarnianych? Przecież one istnieją. I wokół nich zachodzą jakieś reakcje fizyczne i chemiczne. Sama nazwa mówi, że są to gazy cieplarniane, które oczywiście istnieją naturalnie w atmosferze, biorąc udział w tak zwanym efekcie cieplarnianym. Udowodnionym już w latach 1824 i 1827 przez francuskiego fizyka Josepha Fouriera. Tak.
Naukowcy sprzed lat już udowodnili, że są to gazy cieplarniane
Prawa fizyki mówią wyraźnie, że dwutlenek węgla czy metan czy podtlenek azotu, gdy są podgrzewane, to w pobliżu nich rośnie temperatura.
Amerykańska naukowczyni Eunice Foote właśnie przeprowadziła taki eksperyment w 1856 r. Jej wyniki pracy na zebraniu American Association for the Advancement of Science przedstawił John Henry. I niestety nie zostały przyjęte z entuzjazmem. Wielka szkoda.
Kilka lat później w Irlandii John Tyndall “przebił się” swoimi podobnymi eksperymentami do środowiska naukowego w Instytucie Królewskim w Londynie. Udowodnił związek między koncentracją CO2 a efektem cieplarnianym.
W 1896 r. szwedzki Chemik Svante Arrhenius po raz pierwszy obliczył czułość klimatu. Między innymi, o ile podniesie się temperatura po podwojeniu stężenia CO2 w atmosferze. A w 1900 r. już ono wynosiło 300 ppm. Czułość klimatu u Arrheniusa wyniosła aż 5 stopnie Celsjusza. A w 1938 r. po raz pierwszy w historii angielski uczony Guy Callendar powiązał rosnące stężenie dwutlenku węgla w atmosferze z globalną temperaturą. W czasie swojej kariery zebrał z prawie 150 stacji meteo na całym świecie dane temperaturowe i je uśrednił. Tak samo zebrał wszystkie dawne dane stężenia CO2 i porównał je w swoich czasach. W ten sposób wydedukował, że rosnące stężenie tego gazu podnosi globalnie temperaturę. U niego czułość klimatu po podwojeniu CO2 wyniosła 2 stopnie Celsjusza.
Coś tu jest nie tak z tym Słońcem – mówi nauka
Gdyby naprawdę Słońce odpowiadało za obecne globalne ocieplenie, to nie tylko od niego nagrzewałyby się wszystkie warstwy atmosfery: egzosfera (2000-800 km), termosfera (800-85 km), mezosfera (85-50 km), stratosfera (50-12 km) i troposfera (12-0 km) [wartości średnie wysokości], ale też nasza Ziemia wypromieniowywałaby do tych warstw atmosfery i dalej w kosmos znacznie więcej promieniowania podczerwonego. Tak jednak się nie dzieje.
Mało tego. Satelity mierzą od kilku dekad całą atmosferę. W szczególności zwracają uwagę na górną troposferę, tropopauzę i dolną stratosferę.
Co naukowcy widzą? Energia cieplna w całej troposferze wzrasta, a w stratosferze spada. Czyli pierwsza się ogrzewa, a druga wychładza. Dlaczego? Bo blokuje wszystko rosnąca koncentracja, czyli stężenie, gazów cieplarnianych. Następuje po tym znaczny “spływ” promieniowania podczerwonego ku powierzchni planety, jeszcze silniej ją nagrzewając. To też mierzą satelity i urządzenia naziemne.
John Harries z Zespołu Fizyki Kosmicznej i Atmosferycznej, w Laboratorium Blackett w Królewskiej Uczelni w Londynie, wraz z Jennifer Griggs z Bristolskiego Centrum Glacjologii na Uniwersytecie w Bristolu, porównali widmo promieniowania podczerwonego zmierzone w 1971 roku przez amerykańskiego satelitę Nimbus-1 z widmem radiacyjnym w zakresie fal w podczerwieni zmierzonego w 1996 roku przez japońskiego satelitę ADEOS. I co się okazało. Dowód eksperymentalny za pomocą satelitów na przestrzeni czasu wskazał, że troposfera się nagrzewa, a stratosfera ochładza.
Aktywność słoneczna a emisje gazów cieplarnianych w XX wieku
A co się dzieje z dwutlenkiem węgla emitowanym przez naszą cywilizację? Otóż rośnie jego stężenie w atmosferze. 170 lat temu było to 280 ppm. I wtedy więcej ciepła podczerwonego uchodziło do warstw atmosfery powyżej troposfery i dalej w kosmos. Tyle, że Słońce nie przygrzewało wtedy. Zaczęło dopiero przygrzewać od około 1910 roku aż do około 1945 roku, ale koncentracja dwutlenku węgla, a także metanu, podtlenku azotu, a od lat 30-tych nawet freonów, rosła. A jak rosła koncentracja, czyli stężenie, tych gazów, to mniej energii cieplnej w podczerwieni uchodziło do wyższych warstw atmosfery.
Fakt. W pierwszej połowie XX wieku w zaskakujący sposób aktywność słoneczna przyczyniła się do większego ocieplenia planety niż nasza cywilizacja. Jednak w drugiej połowie tego wieku wszystko się zmieniło. Masowe spalanie paliw kopalnych już nawet przewyższyło wyręby lasów. Choć te i tak zwiększały swój udział. Ta cała działalność człowieka tylko zwiększyła ilość emisji CO2 i pozostałych gazów cieplarnianych.
Krzywa Keelinga cały czas rośnie
Na początku pierwszej połowy ubiegłego wieku było to 300 ppm. Pod koniec wojny w 1945 r. było to 310 ppm. Ale już kilkanaście lat później w 1958 r. było to 315 ppm po raz pierwszy zmierzone w obserwatorium dwutlenku węgla na Mauna Loa (Hawaje) za pomocą spektroskopii masowej przez twórcę tej nowej metody badawczej Charlesa Davida Keelinga z Instytutu Oceanografii Scrippsa (Scripps Institution of Oceanography) na Uniwersytecie Kalifornijskim w La Jolla. Od tamtej pory na całym świecie w obserwatoriach mierzy się w ten sposób poziom atmosferycznego dwutlenku węgla. Dziś jest to już 424 ppm. A więc jeszcze mniej energii cieplnej w podczerwieni uchodzi w kosmos.
Wkrótce powstał słynny wykres, tak zwana krzywa Keelinga. Poziom CO2 w atmosferze mierzy się systematycznie na obu półkulach Ziemi. Im wyższa koncentracja tego gazu, tym mniej energii cieplnej uchodzi w kosmos. To samo dotyczy metanu, który ma 28 razy większy potencjał cieplarniany od CO2. A podtlenek azotu aż 273 razy. Jednak koncentracja dwutlenku węgla jest wielokrotnie wyższa i to ona jest zasadniczym problemem. Poza tym CO2 to kluczowy gaz w cyklu węglowym.
Sygnatura izotopowa węgla – rzeczowy dowód globalnego ocieplenia
Konkretnym dowodem, że dwutlenek węgla w atmosferze głównie pochodzi ze spalania paliw kopalnych pokazała sygnatura izotopu 12C. W 1957 roku odkrycia tego dokonali amerykański oceanolog Roger Revelle oraz austriacki fizyk jądrowy Hans Suess.
Badacze zaobserwowali, że tak samo rośliny dzisiejsze, jak i kopalne (w postaci węgla, ropy, gazu), mają właśnie ten izotop. A atmosfera naturalnie zawiera izotop 13C i 14C (ten w swoim okresie półtrwania po 5,7 tys. lat rozpada się na izotop azotu 14N). Od początku rewolucji przemysłowej do dziś ilość izotopu 13C, a 12C zwiększa się dzięki naszym emisjom. Spadek nastąpił z 6.5‰ do 8‰. Naturalnie w atmosferze i tak zawsze było więcej 12C niż 13C, ale spalając paliwa kopalne jeszcze bardziej zwiększamy udział tych pierwszych kosztem drugich.
Energia cieplna rośnie na planecie. Jednak to nie przez Słońce
Energia cieplna rośnie w całym systemie klimatycznym planety. Od około 1850 roku w atmosferze. A od około 1975 także w oceanach.
W 2021 r. wspólne badanie naukowców z NASA i NOAA, pod kierownictwem Normana G. Loeba z Centrum badawczego NASA w Langley i Hampton, w Wirginii, wykazało, że nierównowaga energetyczna Ziemi (EEI), której różnica między średnim globalnym pochłoniętym promieniowaniem słonecznym a termicznym promieniowaniem podczerwonym emitowanym w przestrzeń kosmiczną jest stosunkowo niewielka (obecnie ~0,3%), podwoiła się. Większość EEI i tak ogrzewa ocean. Pozostałą część ogrzewa ona lądy. W końcu topi lód i ogrzewa atmosferę.
Od lat 90-tych XX wieku rośnie też EEI na lądolodach Grenlandii i Antarktydy. Tak samo jest obserwowane znaczne topnienie lodu morskiego w Arktyce. A z początkiem XXI wieku także w Antarktyce. Wzrost średniej temperatury powierzchni stymuluje również wzmocnienie ekstremów pogodowych (fal upałów, susz, nawalnych opadów deszczu, powodzi) oraz ekstremalnych zjawisk fizycznych (pożarów, zakwaszenia i odtleniania oceanów, tajania zmarzliny). Ogrzewające się oceany dzięki EEI podnoszą poziom morza. Zarówno dzięki rozszerzalności termicznej jak też ogrzewaniu, topnieniu lodu. Lód też topi na lądolodach nagrzewające się powietrze atmosferyczne. Naukowcy jednak za pomocą swoich urządzeń pomiarowych naziemnych, satelitarnych oraz modeli komputerowych nawet nie dostrzegli tego, by to było Słońce. Nie tylko nasza gwiazda nie wykazuje takiej silnej intensywności słonecznej, ale nawet ją zmniejszyła. Aktywność słoneczna nie rośnie, jak zapewniają heliofizycy.
Źródła:

Klimat dawniej się zmieniał. Ale teraz w ciągu 170 lat zmiana jest bezprecedensowa

Klimat dawniej się zmieniał. To logiczne. Wszystko w naszym wszechświecie ulega zmianie. Nie tylko Ziemia ulega zmianie, ale nawet nasza gwiazda Słońce. My też się zmieniamy jak rośniemy i dojrzewamy oraz starzejemy się jak wiele innych organizmów biologicznych na Ziemi. tak też logiczne to jest, że klimat się się zawsze zmieniał i będzie zmieniać się na Ziemi.

Negujący zmiany klimatu nie zastanowią się ad tym, co mogło w ciągu zaledwie 170 lat ocieplić tak cały glob ziemski. Jak oni to wyjaśnią, że niby to są zmiany naturalne, skoro od końca lat 70 satelity mierzą wszystko to co się dzieje na Ziemi i nad nią.

Naukowcy zaobserwowali różnicę pomiędzy bilansem energetycznym z lat 90, a teraz. Energia słoneczna przychodząca do powierzchni planety jest względnie stała, ale energia cieplna w podczerwieni w troposferze wzrasta i ogrzewa się. Natomiast mniej jej uchodzi do stratosfery, która przez to ochładza się. I ogólnie mniej energii cieplnej uchodzi w kosmos, a więcej jest jej zatrzymywanej przez rosnące koncentracje gazów cieplarnianych: dwutlenek węgla, metan, podtlenek azotu i w mniejszym stopniu gazy przemysłowe (w tym freony) i w jeszcze mniejszym stopniu przez ozon troposferyczny. Gdy planeta nagrzewa się, to też więcej zatrzymuje pary wodnej. Jednak gdy robi się chłodniejsza, jej zawartość spada.

Ale tak naprawdę jak negujący zmiany klimatu wywołane przez człowieka wyjaśnią nam wzrost temperatury planety o prawie 1,5 stopnia Celsjusza w ciągu zaledwie 170 lat?
No niech nam to negacjoniści klimatyczni wyjaśnią.

Słońce? Nie. Jego aktywność słoneczna cały czas spada od lat 80 XX wieku. Gdyby to było Słońce, to by wszystkie warstwy atmosfery był bardzo ciepłe, łącznie ze stratosferą. Wszystko dokładnie mierzą satelity. To nie może być Słońce.

Wulkany? Nie. Erupcje wulkaniczne wulkanów przede wszystkim wydzielają do atmosfery dwutlenek siarki oraz pyły i popioły. Tak więc, w mniejszym stopniu ulatnia się do atmosfery dwutlenek węgla. Ogólnie mówiąc zwykłe wulkany mają efekt chłodzący, a nie ogrzewający planetę. Satelity też to mierzą, tak samo jak urządzenia naziemne. Więc, jaka miałaby być to naturalna zmiana?

Prądy morskie? Nie. Bo odpowiadają one za sprzężenia zwrotne w systemie klimatycznym. Dodatnie podnoszą temperaturę, a ujemne ją obniżają. Zresztą w jaki sposób miałyby one przez 170 lat rozgrzewać planetę do 1,45 stopnia Celsjusza w 2023 r.? Niech to negacjoniści wyjaśnią. I również prądy morskie są mierzone przez satelity.

Zmiany pola magnetycznego Ziemi? Nie. Wprawdzie czasem występują zakłócenia satelitarne, elektroniczne, komputerowe na Ziemi przez burze słoneczne, ale nie ma to żadnego wpływu na zmiany klimatu. Te zjawiska raczej wywołują poważne perturbacje atmosferyczne w jonosferze planety, ale nie w troposferze. I rozciąga się ona od najniższej krawędzi mezosfery (ok. 50 kilometrów nad powierzchnią Ziemi) do przestrzeni kosmicznej, ok. 1000 km nad powierzchnią Ziemi.

A co według negacjonistów powoduje topnienie lodu morskiego w Arktyce i Antarktyce? Co powoduje ubytek masy na ladolodach Grenlandii i Antarktydy? Co powoduje topnienie lodu na lodowcach górskich? Satelity od końca lat 70 mierzą nie tylko topnienie lodu morskiego, ale i też od lat 90 ubytek masy lodowej na Grenlandii i Antarktyce. Mierzą ubytek lodu i śniegu na większości szczytów górskich. Mierzą też spływ wód śródlądowych do oceanów. A wszystko to powoduje wzrost poziomu morza, mierzony także przez satelity od lat 90. Tak samo przez nie jest mierzona od lat 90 energia cieplna oceanów, która rośnie od połowy lat 70 XX w.

No niech negacjoniści wytłumaczą to, w jaki sposób naturalnie miałoby się to dziać. Co miałoby przez 170 lat rozgrzewać planetę i spowodować wzrost temperatury o wspomniane 1,45 stopnia Celsjusza. Trzeba mieć naprawdę bardzo dużo złej woli, by nie dostrzec ciężkiej pracy naukowców. Wszystkich klimatologów, paleoklimatologów, glacjologów, geofizyków, geochemików, biologów morskich i biologów zajmujących się ekosystemami lądowymi itp.
Jeśli ludzie negujący zmiany klimatu na wiele irracjonalnych sposobów kwestionują te żmudne prace naukowców, badających klimat co najmniej od lat 50 XX w., to są po prostu bardzo dziecinni.

Negowanie prac klimatologów jest po prostu obciachowe.

Obudźmy się w końcu jako ludzkość

Czy kiedyś powstanie film animowany, w którym będzie wyświetlony mechanizm efektu cieplarnianego i jego wzmocnienie. Wzmocnienie efektu cieplarnianego to nic innego jak globalne ocieplenie. Nadwyżka koncentracji gazów cieplarnianych antropogenicznego pochodzenia niczym odsetki w banku. Nadwyżka z powodu emisji tychże gazów cieplarnianych z powodu działalności ludzi.
Czy ktoś to kiedyś zobrazuje w animacji tak krok po kroku, by każdy przyjrzał się co się tak naprawdę dzieje w systemie klimatycznym planety. Czy ktoś pokaże wyraźnie czym jest naturalny cykl węglowy i czym się różni od wspomnianej nadwyżki antropogenicznej koncentracji gazów cieplarnianych.
I czy ktoś pokaże w przybliżeniu jak ta nadwyżka rosnącej koncentracji gazów cieplarnianych powoduje wiele zmian klimatycznych. Wzrost temperatury globalnej, zmianę wzorców opadów atmosferycznych, nasilenie ekstremów pogodowych takich jak fale upałów, susze i im towarzyszące pożary. Ponadto, nawalne opady deszczów, powodzie, burze, tornada, gradobicia, cyklony.
Nadwyżka rosnącej koncentracji gazów cieplarnianych powoduje wspomniany wzrost temperatury w systemie klimatycznym planety, a w szczególności w oceanach. Przyczynia się to do roztapiania lodu w pokrywach lodowych Grenlandii i Antarktydy, topnienia lodowców górskich i lodu morskiego w Arktyce i Antarktyce. A to z kolei powoduje wzrost poziomu morza.
Wzrost temperatury w atmosferze i w oceanach powoduje wzrost ich objętości. A to z kolei przyczynia się do wzrostu poziomu morza. Dokłada się do tego też roztapianie się lodu na całej Ziemi oraz spływ wód śródlądowych do oceanów świata.
Wzrost temperatury na lądach powoduje tajanie wieloletniej zmarzliny. To też sprzyja emisjom gazów cieplarnianych jak dwutlenek węgla, metan i podtlenek azotu.
Wzrost temperatury na lądach wraz z przedłużającą się suszą atmosferyczną, hydrologiczną i hydrogeologiczną przyczynia się do spadku urodzajów w rolnictwie oraz pożarów na wielką skalę, także w Arktyce.
Wzrost temperatury w oceanach powoduje zanikanie populacji koralowców na całym świecie. Dodatkowo nadmiarowa część dwutlenku węgla z atmosfery trafia do oceanów, które są nie tylko coraz cieplejsze, ale i ulegają zakwaszeniu, stratyfikacji (zaprzestaniu mieszania się wód powierzchniowych z głębinowymi) oraz odtlenianiu (powstaje wiele martwych stref beztlenowych) szkodliwemu dla wielu ryb i innych organizmów morskich.
To właśnie ten nadmiar zatrzymywanej energii cieplnej przez rosnącą koncentrację gazów cieplarnianych oraz nadmiar dwutlenku węgla w atmosferze, który trafia do oceanów, powodują wiele poważnych zaburzeń w całym systemie klimatycznym planety. Niejednokrotnie prowadzących do wielu kataklizmów. Warto o tym pamiętać.
I dobrze by było jakby takie animacje powstawały jak rozświetlone bilboardy, tak by wreszcie ludziom oczy się bardzo, ale to bardzo mocno otworzyły. Wręcz żeby wytrzeszczyli swoje gały i wreszcie w końcu obudzili się z tego denialistycznego i sceptycznego amoku. I uwierzyli w końcu naukowcom na wieki wieków.
Tak my ludzie jesteśmy winni temu, że klimat ociepla się w tak oszałamiająco szybkim tempie. JAk podała Światowa Organizacja Meteorologiczna w 2023 roku było to 1,45 stopnia Celsjusza. A więc od 1850 do 2023 roku o 1,45 stopnia Celsjusza ogrzała się planeta. W zaledwie 173 lata. Obudźmy się w końcu jako ludzkość!!!

Denializm na temat CO2

Widzę, że denializm jest jak jakieś zjawisko zombies. Denialiści są odporni na wiedzę w sposób zdumiewająco absurdalny. W ogóle oni nie rozumieją co to jest naturalny cykl węglowy, w którym równoważone są emisje dwutlenku węgla z powietrza. I fakt to jest 95 proc. emisji, ale i też 95 proc. absorpcji. 5 proc. emisji to nasze antropogeniczne emisje bez absorpcji. I to jest ta nadwyżka w atmosferze (i w całym systemie klimatycznym planety: oceanach, glebach, roślinności), podobna do rosnących odsetków w banku. Prosty przykład z życia, który denialiści nie rozumieją albo też cynicznie przemilczają ten fakt. I wypisują rzeczy, których kompletnie nie rozumieją.
Oddychanie zwierząt, w tym ludzi jest równoważone fotosyntezą roślin i glonów. To jest cykl węglowy. CO2 też krąży w wodzie i w glebie. Tam i z powrotem. Z powietrza i do powietrza z powrotem. I tak dalej. A my wydobywając węgiel, ropę czy gaz sprawiamy, że powstaje niebezpieczna nadwyżka. Tak samo wylesiając, przyczyniamy się do zahamowania fotosyntezy i uwalniania do atmosfery zmagazynowanego dwutlenku węgla w glebach. Rosnący procent w atmosferze, 5 proc. rocznie, gdy natura równoważy 95 proc. Na ten temat są setki badań naukowych. Trzeba mieć naprawdę dużo złej woli, by ignorować kilka dekad badań naukowych na temat cyklu węglowego i kluczowego znaczenia CO2 w systemie klimatycznym planety.
Ponadto mamy poza cyklem węglowym z CO2, także metan (CH4), który w atmosferze żyje do 12 lat i zmienia się dzięki rodnikom hydroksylowym w CO2. I mamy podtlenek azotu (N2O), który, jak sam wzór wskazuje, nie posiada węgla. Mamy też freony i inne gazy przemysłowe, których jest znikoma ilość, ale mają w większości znacznie silniejszy potencjał cieplarniany niż metan czy podtlenek azotu, a co dopiero dwutlenek węgla.
Metan i podtlenek azotu uwalnia się do atmosfery nie tylko ze źródeł naturalnych jak bagna czy zmarzlina, ale też z antropogenicznych w rolnictwie, w odpadach pozostawionych w środowisku, w transporcie drogowym czy w w końcu przy przetwórstwie węgla, ropy czy gazu, podobnie jak dwutlenek węgla.
Jednak metan i podtlenek azotu nie uczestniczą w żadnych cyklach biogeochemicznych. Stanowią taki sam problem jak dwutlenek węgla. Emisje CO2 również są z takich źródeł naturalnych jak bagna czy zmarzlina, ale wtedy, gdy te ekosystemy ulegają destabilizacji, czyli wysuszeniu i podgrzewaniu. Również mają one miejsce w trakcie powstawania tak zwanych dzikich pożarów. I to nie tylko w klimacie śródziemnomorskim, umiarkowanym, ale i też borealnym i polarnym.
CO2 w atmosferze jest procentowo niewiele, ale wystarczy małe obniżenie czy podwyższenie jego stężenia i temperatura planety diametralnie się zmienia. Tak. Te zaledwie 0,04 proc w atmosferze sprawia, że może istnieć życie na tej planecie. Ale też ten procent wzrasta rocznie już około 2,5 ppm (parts per million). W tej chwili koncentracja tego gazu za 2023 rok wyniosła około 420 ppm. W 1850 roku było to 280 ppm. w zaledwie 173 lata stężenie tego gazu urosło o 140 ppm. Czy mało to?! Jak na tak krótki okres czasu geologicznego jest to najszybszy przyrost w historii planety. Czego denialiści nie rozumieją albo nie chcą zrozumieć.
Nie może to być żadna naturalna zmiana, bo takiej na naszej planecie nigdy nie było. Naukowcy nie zarejestrowali tak szybkiego przyrostu CO2 w atmosferze w tak krótkim czasie. Tak samo nie zaobserwowali nigdy żeby w historii planety w ciągu 173 lat planeta ogrzała się prawie o 1,5 stopni Celsjusza. czy to dużo? to porównajmy sobie temperaturę ciała. Zdrowy człowiek ma temperaturę 36,6 stopni Celsjusza. dodajmy 1, 5 st.C. Temperatura wyniesie 38,1 st.C. A więc człowiek ma już gorączkę. Jest chory. Tak też “choruje” nasza planeta. 1,5 st.C to bardzo dużo dla nas i dla wielu innych gatunków. dodatkowe 1,5 st.C sprawi analogicznie, że człowiek będzie niebezpiecznie chory z temperaturą 39,6 st.C. Do takiego stanu właśnie doprowadzamy teraz Ziemię.
Ale tego denialiści nie rozumieą. Wolą snuć teorie spiskowe. Wymyślać jakieś dziwaczne argumenty pseudonaukowe. Pseudonaukowe, bo nie mające żadnego poparcia w recenzowanych publikacjach naukowych. Jak nie mają argumentów, to snują teorie spiskowe. I tak w kółko. Są naprawdę bardzo śmieszni i niedojrzali, skoro nie wierzą naukowcom z głównego mainstreamu.
Źródła:

Adaptacja gatunków do zmiany klimatu

Wiele gatunków zwierząt wyczuwa, że klimat będzie się ocieplać. Próbuje jak może przystosować się do nowej fenologii i ekologii, które będą zmieniać się.
Najgorsze są dla nich nagłe i gwałtowne zjawiska pogodowe jak zwiększona częstotliwość i natężenie fal upałów lądowych i morskich, susz, pożarów wielkoskalowych, nawalnych opadów deszczu i śniegu, powodzi, cyklonów i wzrostu poziomu morza czy też obecnie postępującego zakwaszenia i odtleniania mórz i oceanów.
Wiele gatunków, zwłaszcza tych, które nie są jeszcze zagrożone, już możliwe, ze przekazuje w genach adaptację do zmiany klimatu. Niestety te, które nie zdołają się przystosować do niej w swoich rodzimych siedliskach, to przygotowują się do migracji w kierunku biegunów.
Na szczęście półkula południowa, otoczona głównie oceanami, nie ociepla się tak szybko jak północna, gdyż wiele lądowych gatunków miałoby ograniczona migrację. Na półkuli północnej jeszcze za krąg polarny będą mogły migrować te gatunki ze średnich szerokości.
To jest nieuniknione. Tyle, że gdyby ludzkość w ciągu najbliższych dziesięciu lat całkiem wyzerowała emisje, zmiana klimatu, a zarazem wzrost globalnej temperatury, postępowałaby wolniej i naprawdę wielu gatunkom udałoby się do niej przystosować, a migrujące gatunki miałyby czas na pełniejszą adaptację na wyższych szerokościach.
Wszystko zależy teraz od nas ludzi. Wyzerować emisje i renaturalizować ekosystemy naturalne, półnaturalne i synantropijne i adaptować je do sekwestracji węgla. Wprawdzie temperatura w atmosferze by jeszcze rosła od kilku dekad do końca wieku oraz w oceanach od setek do tysięcy lat, ale ten proces byłby znacznie wolniejszy niż teraz podczas emisji gazów cieplarnianych i wiele gatunków umiałoby się zaadaptować do nowych warunków klimatycznych czy to zostając w swych siedliskach czy akceptując się w nowych na wyższych szerokościach.
Geoinżynieria planetarna, czy to zasłanianie Słońca czy też usuwanie dwutlenku węgla, możliwe żeby zaburzyła ich nowe procesy ewolucyjne i mogłaby nawet wpłynąć na wymarcie wielu populacji gatunków. Dlatego trzeba wyzerować emisje i przywracać ekosystemy, w których też wiele z nich żyje.
Źródła:

Wzrost koncentracji CO2 i temperatur w kenozoiku po zakończeniu PETM i zderzeniu tektonicznych płyt (indyjskiej z eurazjatycką)

Na poniższym wykresie z artykułu naukowego jest pokazana kluczowa rzecz, w której jest pokazana przyczyna stabilizacji, a nawet lekkiego wzrostu temperatury globalnej. Na wykresie poniżej widać depresję (stazę – stabilność nawet z lekkim wzrostem) temperatury od 32,5 do 25,5 mln lat temu. Prawdopodobnie ustało na jakiś czas też wietrzenie skał w nowo utworzonych łańcuchach górskich. Dlaczego tak było?
Otóż, gdy od 50 mln lat temu (po zderzeniu tektonicznej płyty indyjskiej z eurazjatycką) w pierwszej części eocenu kilka lat po zakończeniu piku hipertermalnego PETM (paleocensko-eoceńskiego maksimum termicznego) 56 mln lat temu do zakończenia tej długiej epoki geologicznej ok. 34 mln lat temu (wówczas pojawił się pierwszy lód na Antarktydzie) w oligocenie, tak właśnie od ok. 34 do 23 mln lat temu i w pierwszej części miocenu od 23 mln lat temu do ok. 14 mln lat temu. Temperatura nie spadała, ale lekko wzrastała. Dlaczego?
Dynamika globalnej temperatury powierzchni w epoce kenozoicznej zrekonstruowana na podstawie zastępczych 18 O w osadach morskich (Hansen et al. 2008).  
Dynamika globalnej temperatury powierzchni w epoce kenozoicznej zrekonstruowana na podstawie zastępczych 18O w osadach morskich (James Hansen et al 2008)
W pierwszym przypadku powodem było wycofywanie lasów (więcej pochłaniających CO2), a nastąpiła ekspansja łąk i innych trawiastych terenów (mniej pochłaniających CO2). Rośnięcie nowych łańcuchów górskich jak Himalaje czy Alpy, i w końcu Andy, spowodowało wysuszanie wielu terenów, na których prawdopodobnie trawy z fotosyntezą C4 zaczęły wypierać wiele drzew z fotosyntezą C3. Prawdopodobnie też zmniejszyło się albo ustało wietrzenie skał geologicznych podczas orogenezy gór. Ale potem znowu zaczęły na krótko przeważać czynniki pochłaniające CO2. Pojawiły się między innymi w oceanach wodorosty i najprawdopodobniej nadmorskie namorzyny.
Teraz zagadką jest wczesny miocen i jego ocieplenie w okresie od 21 do 14 mln lat temu. Nastąpiła jeszcze większa ekspansja stepów, łąk i muraw kosztem lasów. Temperatura ponownie wzrastała, choć nie tak mocno. Ale późny miocen od 14 mln lat temu do początku pliocenu 5,3 mln lat temu wskazał znaczący spadek koncentracji CO2 i temperatury. Prawdopodobnie planeta mocno zalesiała się, a zbiorowiska trawiaste już mniej. Ale przede wszystkim w kwestii geologicznej w okresie 14-6 mln lat temu zaczęły tworzyć się młode pasma górskie Andów w Ameryce Południowej (po zderzeniu płyty południowoamerykańskiej z płytą oceaniczną Nazca), powodujące silne wietrzenie skał i równie silne pochłanianie globalne dwutlenku węgla z atmosfery.
Od pliocenu 5,3 mln lat temu aż do początku rewolucji przemysłowej ok. 1769 roku (AD) spadek CO2 i temperatury postępował ostro, wręcz stromo w dół. Widać to na wykresie tutaj. Główna przyczyna to zazielenianie planety lasami, mokradłami, wodorostami, glonami, rafami koralowymi, ale i też dalsze wietrzenie rosnących, ale przede wszystkim mocne zderzenie płyty afrykańskiej z eurazjatycką spowodowało silne wypiętrzenie Alp i Karpat – pasm górskich powstałych na początku miocenu.
Żródła:
https://ucmp.berkeley.edu/tertiary/eocene.php https://ucmp.berkeley.edu/tertiary/oligocene.php https://ucmp.berkeley.edu/tertiary/miocene.php https://ucmp.berkeley.edu/tertiary/pliocene.php https://ucmp.berkeley.edu/quaternary/pleistocene.php
Wykres kenozoiku od 66 mln lat temu do dziś.

Histeria klimatyczna korzystna dla denialistów

Rok 2023 był rekordowy głównie dzięki występowaniu mocno ogrzewającej atmosferę silnej oscylacji oceanicznej El Nino, występującej na na tropikalnym równiku naprzemiennie ze słabo ogrzewającą atmosferę oscylacją La Nina. Ogólnie jest to oscylacja ENSO (południowa oscylacja El Nino). Ta oscylacja potrafi ogrzać planetę nawet powyżej 0,2 st.C i trwać przez dłuższy czas. I tak też jest teraz. Być może 2024 r. będzie kolejnym rekordowym rokiem. Pod warunkiem jeśli El Nino utrzyma się jeszcze przez cały rok.
Rok 2023 był też rekordowo ciepły z powodu zredukowania emisji gazów cieplarnianych i chłodzących klimat aerozoli w światowej żegludze. To właśnie zdecydowało, że anomalia średniej temperatury planety wywindowała a 1,45 stopnia Celsjusza, jak podaje Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO). Tak też wynosi średnia za ubiegły rok, wynikająca z pomiarów wiodących ośrodków naukowych: NASA, NOAA. Met Office, Copernicus, JMA i Berkeley Earth.
Gdyby nie te dwa wydarzenia, to świat nawet nie przekroczyłby 1,3 stopnia Celsjusza w 2023 r. Nakręcanie histerii klimatycznej daje tylko wysoki poziom amunicji denialistom, którzy widzą większość alarmistów, w tym nie małą liczbę naukowców, jako osoby mało wiarygodne i ukrywające pewne fakty naukowe.
Niestety powiem wprost, tak to widzę. I irytuje mnie wyolbrzymiannie pewnych prócesów w dynamice atmosfery, które tak naprawdę inaczej przebiegają niże wymyślają to ludzie uzależnieni od alarmizmu. Trzeba pragmatycznie patrzeć na rzeczywistość, a nie wyciągać wisienki, w których pokazuje się wyrwane z kontekstu dane alarmistyczne. To mi przypomina po prostu taktykę denialistów. Niestety niektóre media uprawiają tę formę denializmu (defetyzmu) w sposób nonszalancki, ukrywając wiele faktów naukowych.
Warto też pamiętać, że średnia temperatura globalna w 2023 r. to anomalia, a nie średnia wieloletnia. Nie! Jeszcze nie przekroczyliśmy progu 1,5 stopnia Celsjusza jak to próbują zmanipulować niektóre media. Nie oszukujmy siebie, bo nawet w ten sposób kompromitujemy się w oczach denialistów. Alarmizm niczemu dobremu nie służy. Wcale nie służy rozwojowi nauki. Wprost przeciwnie cofa ją. Alarmizm to regres, a nie progres. Skończmy z tą głupotą antynaukową.

Powtarzane w kółko przez denialistów “Klimat zmieniał się zawsze” jest nielogiczne

Jako Homo sapiens pojawiliśmy się w plejstocenie ok. 300 tys. lat temu. Gdzieś na przełomie glacjału saaliańskiego a interglacjału holsztyńskiego. Zaadaptowaliśmy się głównie jako gatunek w glacjale eemiańskim, gdy średnia temperatura Ziemi była poniżej 14 st.C. Dlatego dla nas jest już nieznośna teraz temperatura Ziemi ok. 15 st.C. A co dopiero, gdy może nastąpić temperatura 16 st.C, gdy będziemy dalej spalać paliwa kopalne.
Dlatego porównywanie temperatury z początku ery kenozoicznej czy całej mezozoicznej, wynoszącej 20 czy 25 st.C jest nielogicznym nonsensem. Dlatego, że ewoluowaliśmy w stanie nawet zimnej Ziemi, a nie chłodnej, a co dopiero cieplarnianej czy anomalnie ciepłej, jak w okresie paleoceńsko-eoceńskiego maksimum termicznego ok. 55,8 mln lat temu. Ziemia non stop przez 52 miliony lat schładzała się do początku rewolucji przemysłowej. O tym powinno się mówić non stop, że gdyby nie spalanie paliw kopalnych i wylesianie planety to zmierzalibyśmy dość szybko ku następnemu glacjałowi (zlodowaceniu).
Powinno się namalować taki mural, by wszystkim pokazać temperaturę, od czasu wielkiego wymierania do dziś. Czyli od paleocenu przez eocen, oligocen, miocen, pliocen, plejstocen, holocen aż do antropocenu dziś. Trzeba pokazać czas i tempo wzrostu temperatury globalnej na świecie. Nie tylko pokazywać anomalię temperatury, ale i też pokazywać właściwą temperaturę planety we wszystkich okresach naszej ery kenozoicznej. W ogóle, tak naprawdę, trzeba zacząć o tej temperaturze mówić i pisać. Anomalii ludzie często po prostu nie rozumieją. Albo należy podkreślić, że punkt 0 stopni Celsjusza to jest właśnie właściwa temperatura planety wynosząca 14 stopni Celsjusza.
Trzeba pokazać na tym wykresie czas w plejstocenie, w którym pojawił się Homo sapiens. Podkreślić to. Bo może niektórym ludziom negującym antropogeniczne zmiany klimatu wydaje się, że jak się pojawiliśmy to było bardzo ciepło. To trzeba podkreślić. Na każdym geologicznym wykresie ż czerwoną szpicą w górę.
W zaledwie 170 lat temperatura podniosła się o 1,2 stopnia Celsjusza. W tak króciutkim czasie nigdy nie było tak kolosalnego wzrostu temperatury na świecie. To mierzą satelity, samoloty, drony, balony, statki, boje oceaniczne, stacje naziemne. Trzeba mówić mocno o technice badań.
Trzeba mówić też o ociepleniu oceanów od zaledwie 50 lat. W szczególności to za każdym razem powtarzać. Tego nie było jeszcze tuż po wojnie. Trzeba mówić o ociepleniu pokryw lodowych Grenlandii i Antarktydy. I ich topnieniu przyspieszającym wzrost poziomu morza. Trzeba też wspomnieć, że ocieplenie oceanów powoduje ich rozszerzanie objętościowe, co też podnosi wzrost poziomu morza. Niszczenie ekosystemów naziemnych powoduje spływy wód gruntowych do mórz i oceanów.
nieokreślony
Rekonstrukcja historii klimatu z ostatnich 5 milionów lat (Lorraine Lisiecki & Maureen E. Raymo 2005)
Ocieplenie atmosfery powoduje rozmrażanie zmarzliny. Ocieplenie atmosfery powoduje wzmocnienie lądowych fal upałów, susz, pożarów, nawalnych opadów deszczu, powodzi, gradobić, śnieżyc, burz, tornad. Ocieplenia atmosfery i oceanów powoduje nasilenie huraganów, tajfunów, orkanów, sztormów, trąb wodnych itp. Ocieplenie atmosfery powoduje nagrzewanie gleb, wysychanie roslinnosci, utratę bioróżnorodności dzięki nie tylko falom upałów, duszom, pożarom, ale i też na walnym opadom deszczu i ekstremalnym powodziom.
Ocieplenie oceanów i atmosfery powoduje już nie tylko topnienie lodu morskiego w Arktyce, ale i w Antarktyce. Ocieplenie oceanów przyczynia się do topnienia śniegu i lodu w górach. Nawet w wielu wysokich łańcuchach górskich. Ocieplenie oceanów także powoduje utratę bioróżnorodności, morskie fale upałów, zakwaszenie, dotlenienie i stratyfikację oceanów.
Ocieplenie atmosfery występuje w jej dolnej części, w troposferze. Tymczasem stratosfera się ochładza. Czemu? Bo zmniejsza się ilość energii cieplnej, w zakresie promieniowania podczerwonego, wychodzącej z systemu planetarnego, przy stałym dopływie do Ziemi energii cieplnej z naszej gwiazdy Słońca. Czemu? Bo gazy cieplarniane (głównie dwutlenek węgla, metan, podtlenek azotu, przemysłowe f-gazy) wyemitowane w nadwyżce antropogenicznej do atmosfery, gdzie jest naturalna ilość, przepuszczają energię że Słońca w postaci promieniowania krótkofalowego (w tym widzialnego tzw. słonecznego), a blokują energię z Ziemi w postaci promieniowania długofalowego (niewidzialnego w podczerwieni).
Dlatego Ziemia w troposferze nagrzewa się w powietrzu, w wodzie, na glebie i na lodzie. A w stratosferze, gdzie jest warstwa ozonowa, ochładza się. I mierzą to regularnie satelity. Tak jak podmorskie boję mierzą do głębokości już może 4 km temperaturę i zasolenie oceanów.
Świat się nagrzewa przez emisje gazów cieplarnianych powstających ze spalania paliw kopalnych, zmian użytkowania terenów, głównie wylesiania. To nie ulega żadnej wątpliwości.
Ileż trzeba mieć złej woli i naiwności w sobie, by nie ufać naukowcom, tylko wierzyć w teorie spiskowe. To się po prostu w głowie nie mieści. Miejmy nadzieję, że zdrowy rozsądek zwycięży jednak. Ocieplenie klimatu wywołane przez człowieka to ewidentny fakt naukowy.
Żródła: