Gdybym był wolny od depresji egzystencjalnej czy dopadła by mnie depresja klimatyczna? Być może. Gdybym nie miał innych zmartwień niż zagłada ludzkości z powodu globalnego ocieplenia i wymierania gatunków, to bym inaczej widział to życie. W tej chwili jestem mocno zdezorientowany. Powinienem protestować wraz z aktywistami, ale nie mam środków finansowych ani niestety czasu. Wpędza mnie to w głęboką depresję.
Chciałbym coś zrobić dla naszego świata, dla naszej Ziemi, ale nie mogę, nie dysponuję takim kapitałem jak Greta Thunberg, którą stać było na podróż jachtem do Nowego Jorku by się spotkać z wieloma ludźmi, min. tak słynnymi jak wybitnie społeczna kanadyjska dziennikarka i pisarka Naomi Klein. Gdyby nie internet, nawet bym o tym nie wiedział, że wielu ludzi, zwłaszcza młodych debatuje na temat zmian klimatu.
Nie ma co się oszukiwać. Na zmienianie rzeczywistości mogą sobie pozwolić nieliczni, ale nie ci, którzy mają najniższą krajową. Gdyby komfort finansowy i egzystencjalny miała każda osoba, to wiele z nich przyjrzałoby się bliżej problemom ekologicznym i klimatycznym na naszym świecie. Jednak wiele z nich musi walczyć codziennie o przetrwanie. A tam gdzie jest wojna, zbrojne konflikty, to kto myśli o tym, że Ziemia umiera. Nawet bogacze pławiący się w mamonie i luksusie rzadko kiedy poświęcą swój czas na ratowanie przyrody i ochronę klimatu. Zdobędą się na to tylko niektórzy. Ci, którym zależy aby Ziemi nie niszczono, nie zaśmiecano i nie zatruwano.
Trzeba się cieszyć z tego, że są ludzie bogaci, którzy zdobędą się na szlachetny gest by wesprzeć choć doraźnie finansowo potrzebę ochrony wielu ekosystemów na Ziemi i potrzebę zainwestowania w energetykę bezemisyjną. Zamiast wytykać im, że mają ileś tam jachtów, basenów, samochodów, willi nad morzem czy w górach, to trzeba cieszyć się z tego, że znajdują czas na działania proekologiczne i proklimatyczne, jak chociażby słynny aktor Leonardo di Caprio. Niestety Ci, ktorym nie starcza wypłaty do pierwszego, nie pozwolą sobie na to by hojnie obdarzyć pieniążkami którąś organizację pozarządową zajmującą się powyższymi tematami. A o dalekich podróżach za granicę to mogą sobie tylko pomarzyć.
Czasem oczyma wyobraźni wybiegam daleko w przyszłość i faktycznie widzę ekologiczny świat, ale czy on jest też silnie prospołeczny. Czy polaryzacja na ludzi bardzo bogatych i bardzo biednych też zaniknie? I to w każdym państwie? Obawiam się, że nie. Zastanawiam się jacy by byli Zieloni i inne partie polityczne silnie proekologiczne i proklimatyczne dla nas obywateli, którzy ich wybraliśmy. Już teraz tematyka ochrony środowiska naturalnego i ochrony klimatu są coraz poważniej brane pod uwagę przez wiele partii.
Niepokojące jest to, że na drugim biegunie są partie skrajnie konserwatywne, a nawet nacjonalistyczne, które zajmują odmienne stanowisko. Nadal hołdują zniekształconemu zwrotowi z Biblii “Czyńcie sobie Ziemię poddaną”. Jahwe mówił o opiece ludzi nad światem natury, ale ludzkość w wyrachowany sposób te słowa prymitywnie zniekształciła, tak by eksploatować zasoby przyrody. I niestety kościół chrześcijański i w pewnym zakresie też islam przejęły tę ponurą schedę po Judaizmie. Współcześnie nie lepsze są religie hinduistyczne i buddyjskie.
Lasy wycina się na całym świecie. Tak samo wybija zwierzęta na kontynentach i w oceanach. Osusza się wiele mokradeł. W sumie zabetonowuje się już prawie każdy zakątek dzikiej przyrody. A do tego wszyscy, bez względu na religię czy ideę polityczną, i tak spalają ogromne ilości paliw kopalnych. Co musi się zdarzyć aby ludzkość przejrzała na oczy i opamiętała się?! Kataklizm?! I to na niewyobrażalnych rozmiarów skalę. Bo niestety na razie to są ostrzeżenia, a denializm jak był, tak jest, zwłaszcza w konserwatywnie prawicowym środowisku. Czasami niemoc mnie ogarnia. Najgorsza jest ta cisza przed megaburzą. Oczekuję jak Wy wszyscy tego, że w końcu nadejdzie dzień, że świat jaki znamy, zacznie się stopniowo rozsypywać.
W skali geologicznej to co się dzieje, to jest superekspress. Klimat ociepla się błyskawicznie. Czego nie wielu z nas dostrzega za krótkiego ludzkiego życia. Ale to się dzieje. Byc może to coraz więcej ludzi wpędza w zabójczą depresję klimatyczną. A co będzie, gdy świat się już ociepli o 1,5 stopnia Celsjusza względem okresu preindustrialnego? Strach się bać. Sam się tego obawiam. Co będzie z moim zdrowiem psychicznym i także fizycznym?! Co będzie ze zdrowiem wielu z Was?! Szpitale mogą mieć pełne ręce roboty.
Dziś są to choroby psychiczne, głównie depresyjne, ale jutro mogą dołożyć się choroby fizyczne jak malaria, denga, gdy fale upałów będą zwiększać się i rosnąć będzie zagrożenie ze strony chorobotwórczych wirusów, bakterii i pasożytów nieznanego pochodzenia od gatunków migrujących z tropików do strefy klimatu umiarkowanego wraz z przesuwaniem się stref klimatycznych. To już się dzieje, ale nie jest jeszcze masowe. Oczywiście zwiększy się natężenie chorób układu oddechowego i układu krążenia, a nawet nowotworowe, np. skóry. Na razie jest to marginalne zjawisko, ale wraz z coraz wyższym wzrostem globalnej temperatury oraz regionalnych, ludzie będą podatni na coraz większe zachorowania tego typu. Dziś głównie cięzko chorują i nawet umierają ludzie starsi, schorowani, a także małe dzieci.
Teraz jednak wszystko w sumie zależy od nas społeczeństwa. Jakich polityków wybierzemy, taki będziemy mieli świat dalej. Czas na zmiany. Według specjalnego raportu IPCC z października 2018 r. zostało nam niecałe 11 lat aby nie dopuścić do poważnej destabilizacji systemu klimatycznego naszej Ziemi. Ile musimy włożyć jeszcze wysiłku aby politycy przejrzeli na oczy, a nie śnili o wiecznie rosnącym PKB w swoich krajach. Czas na polityków, którzy odważnie będą chcieli dokonać zmian wysokiego kalibru, takich jak zastąpienie idei wzrostu gospodarczego ideą zrównoważonego rozwoju. Sam oczekuję tego niecierpliwie. Ale na przeszkodzie stoją konserwatyści, którzy blokują wszelkie inicjatywy ekologiczne i klimatyczne. Dobrobyt materialny krajów bogatych usypia ich obywateli. Ale też nie lepiej jest w tych krajach biedniejszych.
Ktoś jednak wybiera tych niewłaściwych polityków. I to jest też niezależne, czy wyborcy są bogaci czy biedni. To się musi zmienić w końcu. Możliwe, że jak już Greta Thunberg będzie dorosła i miała prawa wyborcze jak jej wielu rówieśników na całym świecie, to wtedy zacznie się coś powoli zmieniać. Tylko czy to pokolenie zdąży? A przecież światu mogą grozić znowu jakieś poważne konflikty zbrojne, wojny domowe czy prewencyjne, i nie daj Boże, światowa. Z biegiem lat problemem mogą stać się wojny o zasoby wody pitnej, a nawet żywności. Oby tak się nigdy nie stało.
Kończąc ten swój przydługawy wywód, stwierdzam jeszcze raz, że nie mam depresji klimatycznej, ale towarzyszą mi lęki przed nieznanym. Bo co naprawdę takiego będzie za 11 lat? Lepiej o tym nie myśleć, ale nie chcę też chować głowy w piasek i udawać, że będzie dobrze. Nie będzie, ale też musimy adaptować się do tych niekorzystnych zmian, zarówno ekologicznych, jak i klimatycznych. Oczywiście jako ludzkość musimy mitygować, inaczej mówiąc spowolnić wpływ globalnego ocieplenia i wymierania gatunków. Możliwe, że konieczna będzie geoinżynieria. Wychwyt nadmiernej ilości dwutlenku węgla, tak by jego poziom spadł co najmniej do 350 ppm. Ale najważniejsze jest wykonanie planu IPCC. Redukcja gazów cieplarnianych o 45 % do 2030 roku, i do 2050 roku całkowite ich wyzerowanie.
Zróbmy chociaż tyle jako ludzkość. Przynajmniej spowolnijmy ocieplanie klimatu by się mógł ustabilizować około końca naszego wieku.