Na całym świecie ludzkość coraz bardziej się przekonuje do tego, że jest sprawcą emisji GHG antropogenicznego pochodzenia. Początkowo, już od lat 60, ale niestety jeszcze nieliczni naukowcy próbowali wywrzeć nacisk na polityków, zwłaszcza miało to miejsce w USA. Np. prezydent Lyndon Johnson jako jedyny poważnie zastanawiał się nad raportem naukowym ostrzegającym przed globalnym ociepleniem. Ale to tylko był jedyny promyk nadziei.
Bo niestety, następcy nie tylko nie byli zainteresowani problemem klimatycznym. Za to ujawniły się coraz wyraźniejsze powiązania polityków z lobby paliwowo-energetycznymi. Były one bardzo silne. Koncerny węglowe i naftowo-gazowe mieli (i nadal mają) w swych szeregach naukowców skorumpowanych, którzy doskonale wiedzieli już, że nasza cywilizacja przyczyniła się, co najmniej od połowy lat 70, do coraz szybszego wzrostu globalnej temperatury, koncentracji GHG, energii cieplnej w oceanach. Jednak ci zniekształcali badania naukowe na temat globalnego.
Mało tego. Zapylenie atmosfery siarczanami przemysłowymi w krajach zachodu (blok kapitalistyczny; EWG – Europejska Wspólnota Gospodarcza) i w krajach wschodu (blok socjalistyczny; RWPG – Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej) przyczyniło się do dość wyraźnego obniżenia temperatury globalnej. To wywołało fałszywe stwierdzenia, że zagrożeniem jest nie tyle globalne ocieplenie, co globalne ochłodzenie. Tak przynajmniej mylnie twierdził mały procent naukowców, którzy zagłuszyli zdecydowaną większość naukowców, którzy myśleli poprawnie.
Oczywiście media to podchwyciły i temat globalnego ocieplenia co najmniej do lat 90, do powstania IPCC, przestał być poważnie poruszany by przedsięwziąć poważne środki zapobiegawcze. Niestety sam klimat dał psikusa ludzkości, zwłaszcza tej naukowej. Modele, mapy, wykresy co innego, a rzeczywistość z pozoru co innego. Pomimo tego, że na początku lat 80 amerykański klimatolog James Hansen w kongresie amerykańskim próbował wywrzeć bardzo silną presję na polityków, ale został zignorowany. Protestując przed Białym Domem został nawet aresztowany. Nikt nie wierzył naukowcom. W szczególności celowały w fałszywej retoryce media. A pozostały świat? Zaczadzony Zimną Wojną (groźbą wybuchu wojny jądrowej) pomiędzy Wschodem a Zachodem tkwił w pewnym sensie w błogiej nieświadomości.
Jedyne ożywienie w świecie wywołała dziura ozonowa, która wytworzyła się, wpierw nad półkulą południową, a potem nad północną. Ale wcześniejsze badania chemika amerykańskiego Sherwooda Rowlanda i chemika meksykańskiego Mario Moliny nad tym, że chlor z freonów odłączając się pod wpływem ultrafioletowego promieniowania słonecznego rozbijał skutecznie cząsteczki trójatomowe ozonu (gazu cieplarnianego chroniącego nas przed nadmiarem fal UV), na nikim nie zrobiły wrażenia oprócz środowiska naukowego. Mało tego powstały grupy denialistów na usługach koncernów fluorochlorowęglowodorów (freonów). No właśnie. Dopiero gdy dziura ozonowa była widoczna i fakt, że powiększa się, to wywołało alarm ogólnospołeczny. Przedsięwzięto wszelki środki by zwlaczyć problem szeroko go omawiając już w 1987 r. w Montrealu, gdzie powstał protokół, w którym wszystkie państwa zaczną redukcję HFC (freonów). I udało się. Dziś problem jest prawie zażegnany.
Gorsza sprawa z globalnym ociepleniem. Tu po raz pierwszy klimat dał o sobie znać na początku lat 90, gdy załamał się blok państw socjalistycznych i jednocześnie cały świat zaczął redukcję, a potem eliminację siarczanów przemysłowych. Na Ziemi zaczęła szybko rosnąć temperatura globalna i koncentracja GHG. I tu koncerny paliwowo-energetyczne wydały miliardy dolarów na zniekształcanie badań naukowych. Wytworzył się silny denializm klimatyczny najhojniej sponsorowany min. przez miliarderów braci Koch oraz przez koncern Exxon Mobile. Ale w świecie nauki tym razem było poważniejsze podejście do problemu globalnego ocieplenia. W 1989 r. kolejne wystąpienie Jamesa Hansena wzięto poważniej pod uwagę.
To min. wpłynęło na powstanie z ramienia ONZ i WMO (Światowej Organizacji Meteorologicznej) jeszcze w tym samym roku Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC). A w 1990 r. ta nowa międzynarodowa organizacja ds. zmian klimatu utworzyła pierwszy historyczny raport IPCC. W 1995 r. powstał drugi raport. W 2001 r. powstał trzeci raport. W 2007 r. powstał czwarty raport. A w 2013 r. powstał jak dotychczas ostatni piąty raport IPCC.
A denializm klimatyczny też rósł w siłę. W szczególności w latach 90 (fałszywe wyniki badań globalnej temperatury górnej atmosfery Christy’ego i Spencera oraz badań Christiansena nad rzekomo większym wpływem aktywności słonecznej niż wpływu GHG) podbudowywaly ich w tym, że globalne ocieplenie nie jest naturalne, albo przynajmniej wpływ ludzkości jest mało znaczący. Duże poruszenie wywołał okres 1999-2013, tuż przed powstaniem bardzo silnego El Nino, gdy powstała rzekoma pauza w globalnym ociepleniu. To wtedy ruszył też od 2002 r. projekt Argo, w którym precyzyjnie zaczęto badać energię cieplną oceanów i ich temperaturę oraz zasolenie. Temperatura globalna może spowolniła swoje tempo, ale tylko w atmosferze. Duży wpływ na to miała oscylacja pacyficzna ENSO – chłodna La Nina. Zwłaszcza w latach 1999-2002. Na dodatek powróciło zasiarczenie atmosfery z powodu silnie industrializujących się Indii i Chin, które na początku XXI w. położyły bardzo silny nacisk na rozwój przemysłu węglowego.
Globalne ocieplenie jakby znowu zadrwiło sobie z naukowców, ale tym razem problemu nie lekceważono. Nawet niektóre media i mała część społeczeństwa coraz poważniej brały pod uwagę badania naukowe. Pomógł w szerzeniu tej świadomości o globalnym charakterze internet. Do ludzi docierała powoli świadomość, że coś jest nie tak z naszym klimatem. Zaczęli zastanawiać się nie tylko nad odległym topniejącym lodem morskim na biegunie północnym, pokrywy Grenlandii czy Antarktydy, ale też nad tym, że zimy z lat 70-80 były o wiele mroźniejsze niż dziś, a lata były znacznie chłodniejsze w tamtych latach niż dziś.
Świadomość na temat zmian klimatu jest coraz wyraźniejsza z dekady na dekadę. El Nino 2014-16 skurczyło szeregi denialistów, gdy wzrost globalnej temperatury w tym krótkim okresie czasu podniósł się z 0,85 st.C do aż 1,1 st.C. To wywołało piorunujące poruszenie już nie tylko w świecie nauki, ale i w świecie mediów i społeczeństwa, a nawet i wśród niektórych polityków i biznesmenów. Dziś mamy wyniki. Od 2018 r. nastąpiły masowe globalne strajki aby politycy wywarli wpływ na koncerny paliwo-energetyczne by przetransformowali swoje firmy na przyjazne środowisku, na odnawialne źródła energii.
To już się dzieje. Ale niestety bardzo wolno. A zmiany klimatyczne zachodzą coraz szybciej. Póki co fale upałów, susze, pożary i powodzie, nawalne opady, huragany, a także topnienie lądolodów, lodowców polarnych i górskich, wzrost poziomu mórz i oceanów, topnienie wiecznej zmarzliny i podmorskich hydratów metanu na Syberii nie wywierają większego wrażenia na politykach.Może te zjawiska są jeszcze za małe. Być może dopiero jak zmiany klimatu uderzą w PKB każdego kraju na Ziemi, gdy się okaże, że katastrofy klimatyczne przynoszą większe straty w społeczeństwie i środowisku naturalnym niż zyski w gospodarkach krajowych, to może decydenci rządowi obudzą się w końcu z tego marazmu geopolitycznego.